Coraz czę­ściej sły­chać ostat­nio nawo­ły­wa­nia do tego, aby kochać sie­bie, być dla sie­bie dobrym, gdzieś w tym wszyst­kim nie­śmia­ło prze­bi­ja się cia­ło­po­zy­tyw­ność, czy wdzięcz­ność. Jak­kol­wiek cie­szę się, że te poję­cia zaczy­na­ją być nam zna­ne, to mam duże oba­wy, że sta­nie się z nimi coś, co zda­rzy­ło się np. z aser­tyw­no­ścią. W dużym skró­cie mówiąc – poję­cie aser­tyw­ność zyska­ło dużą popu­lar­ność (i to dobrze), ale jego praw­dzi­we zna­cze­nie zosta­ło wypa­czo­ne (i to źle).

Już teraz czę­sto czy­tam, że cia­ło­po­zy­tyw­ność to pozwo­le­nie sobie na byle jakość, na bycie oty­łym, na cho­ro­by z tym zwią­za­ne. Nie uwa­żam się za wiel­ką pro­pa­ga­tor­kę tego poję­cia, ale dla mnie ozna­cza tyle, że pozwa­lam sobie i innym mieć takie cia­ło, jakie mają, że każ­de cia­ło zasłu­gu­je na sza­cu­nek, a żad­ne nie powin­no być dys­kry­mi­no­wa­ne – i mowa tu o wszel­kich aspek­tach naszej cie­le­sno­ści, bo zie­mia napraw­dę nie krę­ci się wyłącz­nie wokół tych szczu­plej­szych i tych grub­szych – w cie­le odbi­cie znaj­du­ją róż­ne nasze cho­ro­by, prze­ży­cia, jest zapi­sem naszej histo­rii.

Z regu­ły inność nie jest wśród ludzi szcze­gól­nie mile widzia­na, jed­nak pięt­no, któ­re może nieść ze sobą cia­ło ma o tyle szcze­gól­ny wymiar, że jest ono widocz­ne na pierw­szy (czy dru­gi) rzut oka.  W prak­ty­ce ozna­cza to, że każ­dy napo­tka­ny czło­wiek może zauwa­żyć, że czymś się wyróż­nia­my i zechcieć – nie­ste­ty – wyra­zić na ten temat swo­ją opi­nię. Bada­nia poka­zu­ją, że szcze­gól­nie suro­wo oce­ni­my tę cechę, któ­ra jest w jakiś spo­sób kon­tro­lo­wal­na – i tu dosko­na­łym przy­kła­dem jest waga, bo prze­cież wystar­czy mniej jeść i nie być leniem. Pro­ste.

Odna­le­zie­nie sie­bie w tym natło­ku opi­nii, wia­do­mo­ści, porad, pięk­nych, fil­tro­wa­nych zdjęć i cyta­tów moty­wa­cyj­nych jest trud­ne, a zachę­ty w sty­lu kochaj sie­bie, musisz poko­chać sie­bie, musisz być dla sie­bie dobra/y są rów­nie pomoc­ne, co weź się w garść wypo­wie­dzia­ne do oso­by w depre­sji lub nie dener­wuj się do kogoś, kto wła­śnie cały jest stre­sem. To jest dro­ga, a to jak dłu­ga ona jest zale­ży od wie­lu czyn­ni­ków.

Pol­skie nasto­lat­ki oce­nia­ją swo­je cia­ło gorzej, niż nasto­lat­ki z 42 innych kra­jów – znacz­nie czę­ściej opi­su­ją swo­ją wagę jako wyż­szą niż jest w rze­czy­wi­sto­ści, a w związ­ku z tym mają też zani­żo­ną samo­oce­nę.  Z tego wyni­ka­ją w kolej­nych latach pro­ble­my, zabu­rze­nia odży­wia­nia, ale dziś chcia­ła­bym sku­pić się na tym… skąd one wie­dzą jakie to cia­ło powin­no być? I czy na pew­no może­my zrzu­cić wszyst­ko na media?

Wycho­wa­łam się w domu, gdzie oty­ły rodzic spę­dzał więk­szość wol­ne­go cza­su na kana­pie, a latem usta­wiał sobie przy niej lodów­kę tury­stycz­ną, aby nie musieć wsta­wać do kuch­ni po schło­dzo­ny napój. Ten sam rodzic bar­dzo czę­sto przy­po­mi­nał mi, że odbie­gam od kano­nu, zwra­ca­jąc się do mnie per gru­ba­sie, czy też stwier­dza­jąc, że nie­dłu­go będzie mnie łatwiej prze­sko­czyć, jak obejść, kie­dy coś jadłam. Roz­wi­nę­łam więc w sobie duże poczu­cie winy towa­rzy­szą­ce mi przy każ­dym posił­ku oraz potrze­bę cho­wa­nia się, kie­dy coś jem. Roz­wi­nę­łam więc bar­dzo kon­kret­ne zabu­rze­nia odży­wia­nia, któ­re sie­dzą mi na ramie­niu i cze­ka­ją na słab­sze momen­ty, aby o sobie przy­po­mnieć. Kie­dy patrzę na zdję­cia, nie widzę jed­nak tego gru­ba­sa. Widzę wyso­ką, dość dobrze zbu­do­wa­ną dziew­czyn­kę, któ­ra nie jest gru­ba.

Czę­sto wśród rodzi­ców panu­je głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że wraz z poja­wie­niem sie dziec­ka na świe­cie, spły­wa na nich od razu cała mądrość potrzeb­na do wycho­wa­nia go. Ryzy­kow­ne, szcze­gól­nie, że więk­szość z nas cią­gnie za sobą jakieś pamiąt­ki z prze­szło­ści, któ­re nie­po­ukła­da­ne mogą nagle poja­wić się i któ­re może­my bar­dzo szyb­ko i spraw­nie dzie­ciom prze­ka­zać. War­to więc zasta­no­wić się, jaki sto­su­nek do cia­ła, do sie­bie, poka­zu­je­my dziec­ku, któ­re prze­cież wła­śnie od nas się uczy.

Cze­go nauczy się, jeśli szczu­pły rodzic będzie cią­gle nie­za­do­wo­lo­ny ze swo­je­go cia­ła, będzie cią­gle mówił, że jest za gru­by, uspra­wie­dli­wiał się z każ­de­go zje­dzo­ne­go kęsa? Cze­go nauczy się, jeśli rodzic z nad­wa­gą będzie otwar­cie mówił o swo­im cie­le źle? Czy wyty­ka­nie dziec­ku nie­od­po­wied­nie­go wyglą­du w czymś pomo­że? Wie­my już, że wyty­ka­nie, obra­ża­nie i inne tego typu meto­dy są kontr­pro­duk­tyw­ne. Wiem, że to jest naj­prost­sze, wyra­zić swo­je zda­nie, wal­nąć praw­dę pro­sto w oczy, musi­my być sil­ni i się uczyć, bo życie jest cięż­kie. No, nie­ste­ty, znacz­nie waż­niej­sze jest zapre­zen­to­wa­nie na wła­snym przy­kła­dzie tego, co chce­my dziec­ku prze­ka­zać. Dzie­ci nie uczą się przez mądro­ści, któ­re do nich wypo­wia­da­my, ale głów­nie jed­nak przez to, co robi­my, a one obser­wu­ją.

Usły­sza­łam ostat­nio zda­nie, któ­re mnie zmro­zi­ło – zawsze w szko­le się śmia­no z innych dzie­ci, w tym gru­bych, tak było jest i będzie, bo taki jest świat. Świat two­rzy­my my. Nie jacyś tajem­ni­czy oni. To my, doro­śli, odpo­wia­da­my za dużą część tego, co zabio­rą w swo­im ple­ca­ku idąc dalej w świat. Gdy­bym mogła mieć cór­kę lub syna, chcia­ła­bym, aby zabra­li sza­cu­nek do sie­bie i do innych.

I co dalej z tą miło­ścią do sie­bie, w takim razie? Czy wszy­scy musi­my kochać sie­bie, swo­je cia­ła i mówić o tym gło­śno? Nie sądzę. Czy ta miłość ozna­cza, że nic nie chce­my w sobie zmie­nić? Nie. Cho­dzi o to, aby­śmy nauczy­li się robić coś dla sie­bie, a nie prze­ciw­ko sobie. Żeby sport stał się for­mą spę­dza­nia cza­su i cele­bro­wa­nia tego, na co stać nasze cia­ło, a nie kara­nia go za to, że jest nie­do­sko­na­łe.  Żeby­śmy czu­li, że war­to, jeśli mamy taką moż­li­wość, poświę­cić jakiś czas sobie – przy­go­to­wać dobre jedze­nie, wyjść na spa­cer, wyspać się. Żeby mieć dla sie­bie tro­chę współ­czu­cia, kie­dy jest nam cięż­ko. Żeby nie zmu­szać się do kocha­nia tego, cze­go kochać nie umie­my, ale – na począ­tek – przy­jąć, że tak jest.

Żeby w cza­sach wszech­obec­nej dosko­na­ło­ści, per­fek­cyj­nych rela­cji z życia innych, pozwo­lić sobie na bycie takim, jakim się obec­nie jest w każ­dym sen­sie. Pozwo­lić sobie na błę­dy.

Żeby w trud­nych chwi­lach zdo­być się na drob­ny akt łaski. Taki, jaki oka­za­li­by­śmy komuś, kogo kocha­my.