Ade­le schu­dła – ta wia­do­mość zelek­try­zo­wa­ła ludzi na całym świe­cie kil­ka mie­się­cy temu i wyge­ne­ro­wa­ła ogrom­ną ilość róż­no­ra­kich reak­cji – od zachwy­tów i gra­tu­la­cji (co cie­ka­we, nie­któ­re z nich mówi­ły o wadze jak o jej naj­więk­szym osią­gnię­ciu, tak jak­by tych kil­ka­na­ście nagród Gram­my było niczym w porów­na­niu z odchu­dza­niem!), przez komen­ta­rze na temat tego, że wcze­śniej wyglą­da­ła lepiej, teraz się posta­rza­ła i chy­ba jest cho­ra, aż po zupeł­nie real­ne emo­cje roz­cza­ro­wa­nia zwią­za­ne z tym, że była dla kogoś waż­ną przed­sta­wi­ciel­ką tej grub­szej czę­ści świa­ta, bez kom­plek­sów, za to z suk­ce­sa­mi. Wła­ści­wie peł­ne spek­trum odczuć, opi­nii i uwag.

Nigdy nie byłam wyznaw­czy­nią Ade­le, więc zapew­ne moja wie­dza na jej temat jest moc­no ogra­ni­czo­na – zna­łam część pio­se­nek, widzia­łam kil­ka kon­cer­tów w inter­ne­cie, lubię ją, wyda­wa­ła mi się sym­pa­tycz­na i pew­na sie­bie, nato­miast nie przy­wią­zy­wa­łam się ani do jej wyglą­du, ani też nie nada­wa­łam mu war­to­ści sym­bo­licz­nej –  dla mnie jest głów­nie pięk­nym gło­sem. Inter­net, jak zwy­kle w podob­nych sytu­acjach, otwo­rzył przede mną kolej­ne krę­gi pie­kieł.

Dowie­dzia­łam się, na przy­kład, że pio­sen­kar­ka wyglą­da teraz brzyd­ko, posta­rza­ła się i zro­bi­ła sobie krzyw­dę, a co naj­gor­sze, dała się zła­pać na cho­rą kul­tu­rę die­ty i teraz jest już taka, jak inni. Prze­czy­ta­łam, że zaszko­dzi­ła sobie, bo teraz wyglą­da, jak­by była cho­ra i wynisz­czo­na. Wcze­śniej była wspa­nia­ła, wyróż­nia­ła się, teraz to, krót­ko mówiąc, jakiś kosz­mar. Nie wiem, co wyda­rzy­ło się w życiu Ade­le, ale chcia­ła­bym zadać waż­ne, wyda­je mi się, pyta­nie – czy teraz nadal zasłu­gu­je, aby ją i jej cia­ło sza­no­wać, czy może już nie? I co się wła­ści­wie zmie­ni­ło?

Oczy­wi­ście, rozu­miem, że utra­ta sym­bo­lu może być trud­na, mogą jej towa­rzy­szyć róż­ne emo­cje i wiem też, że są tacy, któ­rzy umie­ją je wyra­zić. Wyra­zić z sza­cun­kiem. W Pol­sce cią­gle czy­tam, że czyjś wygląd komuś inne­mu nie odpo­wia­da. Za gru­by – wia­do­mo, nie będę nawet roz­wi­jać, za gru­by schudł – za chu­dy, wisi mu skó­ra, a czy wisi mu skó­ra, a co zro­bił ze skó­rą, a na pew­no nie schudł sam, a na twa­rzy się posta­rzał, a wcze­śniej to lepiej wyglą­dał, a już nie jest taki sym­pa­tycz­ny (zna­czy jest smut­ny, pew­nie od tej szczu­pło­ści), za chu­dy – no, chu­dy, wia­do­mo, bez siły, chu­de nóż­ki, rącz­ki, wie­szak, ano­rek­tycz­ka, pies na kości nie pole­ci. Za niski bez sen­su, za wyso­ki też nie­któ­rym nie pasu­je, Joan­nie Horo­dyń­skiej prze­szka­dza, że nie­mod­nie ubra­ny na uli­cy, musi odwra­cać wzrok, ten jakiś – po pro­stu – brzyd­ki, jak debil wyglą­da, tam­te­mu nie pasu­je, że chłop­cy nasto­let­ni nie wyglą­da­ją męż­nie, więc w sie­ci pozwa­la sobie ich obra­zić. Ten pociąg pędzi potrą­ca­jąc kolej­nych ludzi, któ­rzy się komuś nie podo­ba­ją. Nie pasu­je mi — niech wie. To moja bez­cen­na opi­nia.

O ile mi wia­do­mo (ale mogę się mylić), Ade­le nigdzie nie wypo­wia­da­ła się dotąd obszer­niej na temat swo­jej meta­mor­fo­zy. Nie wia­do­mo więc, czy schu­dła, bo uzna­ła, że tego potrze­bu­je, czy może – na przy­kład – zacho­ro­wa­ła? Widzia­łam jedy­nie jej wpis na insta­gra­mie, w któ­rym napi­sa­ła, że kie­dyś pła­ka­ła, teraz się poci – nie docie­ka­łam za bar­dzo, pomy­śla­łam jed­nak, że być może w jej życiu zda­rzy­ło się coś trud­ne­go, w przej­ściu przez co pomógł jej sport? Nie ma to dla mnie więk­sze­go zna­cze­nia, jed­nak jeśli ktoś ma odwa­gę powie­dzieć, że dała się na coś zła­pać i już jest taka jak inni, to może powi­nien rów­nież spró­bo­wać wyjść poza swo­je, dość wąskie chy­ba, ramy poj­mo­wa­nia spraw i pomy­śleć o innych moż­li­wo­ściach?

W Pol­sce podob­na sytu­acja mia­ła miej­sce w przy­pad­ku Jani­ny Daily, któ­ra z powo­dów zdro­wot­nych zmie­ni­ła syl­wet­kę i wie­lo­krot­nie pod­kre­śla­ła, że nie chce gra­tu­la­cji, bo to dla niej żad­na radość. Wte­dy rów­nież poja­wia­ły się komen­ta­rze, że ktoś się zawiódł – rozu­mie­cie, kobie­ta zacho­ro­wa­ła, sku­pi­ła się na zdro­wiu i oto – nie mając świa­do­mo­ści – przy oka­zji zawio­dła tro­chę osób, któ­re wola­ły, gdy była też­sza. To nawet brzmi absur­dal­nie, a jak bar­dzo absur­dal­ne musi być coś podob­ne­go o sobie prze­czy­tać?

Naj­gło­śniej­sza zaś histo­ria odchu­dza­nia w naszym kra­ju to chy­ba Domi­ni­ka Gwit, któ­ra z oso­by oty­łej sta­ła się oso­bą bar­dzo szczu­płą, ale nie­wie­le póź­niej odzy­ska­ła utra­co­ne kilo­gra­my z nawiąz­ką. Trud­no było­by pew­nie poli­czyć wszyst­kie komen­ta­rze zawie­dzio­nych osób, ale to, co zasta­na­wia mnie naj­bar­dziej, to zarzut doty­czą­cy jej zmian w myśle­niu na temat sie­bie i swo­jej oty­ło­ści. Czy napraw­dę jest w tym coś nie­zwy­kłe­go, że czło­wiek ewo­lu­uje? Więk­szość oty­łych lata­mi nie­na­wi­dzi swo­je­go cia­ła i sie­bie w ogó­le, więk­szość wpa­da w pułap­ki dziw­nych, nie­zdro­wych, gło­do­wych diet, po któ­rych chud­nie, a następ­nie tyje – i tak w nie­skoń­czo­ność. Jed­nym ze spo­so­bów wyj­ścia z tego błęd­ne­go koła jest zaak­cep­to­wa­nie sie­bie, bo nie­na­wiść napraw­dę nie jest dobrą moty­wa­cją, o czym wię­cej napi­szę innym razem.

Cią­gle czy­tam, że ktoś jej nie wie­rzy, że zmie­nia zda­nie – Wy nie zmie­nia­cie? Mam wra­że­nie, że cza­sa­mi zmie­nia­my je z dnia na dzień – dziś patrzę na sie­bie i wyda­ję się sobie faj­na i ład­na, jutro oka­zu­je się, że w lustrze widzę sie­bie ina­czej i nie jestem zado­wo­lo­na. Ratu­je mnie sza­cu­nek do sie­bie, świa­do­mość, że po latach życia z zabu­rze­nia­mi odży­wia­nia, mój obraz wła­sne­go cia­ła jest skrzy­wio­ny i nie mogę w 100% ufać temu, co myślę, kie­dy patrzę w lustro. Czy Domi­ni­ka mogła być szczę­śli­wa będąc szczu­płą i czy może być szczę­śli­wa będąc oty­łą? Odpo­wiedź brzmi – tak. Nie­za­leż­nie od tego, czy ktoś jej wie­rzy, czy nie. Histo­ria zna ludzi, któ­rzy potra­fi­li odna­leźć sens i szczę­ście w znacz­nie tra­gicz­niej­szych oko­licz­no­ściach.

Nie piszę o tym, czy kogoś lubi­my, czy nie, czy odpo­wia­da nam jego styl bycia, czy też może nie – może­my za kimś nie prze­pa­dać. Ani o tym, czy bycie oty­łym jest zdro­we, czy nie. Nie wiem dla­cze­go te czy inne oso­by chud­ną, czy tyją. Życzę im zdro­wia.

Piszę o tym, że wszy­scy jeste­śmy ludź­mi. Dziś czu­je­my tak, jutro nie­co ina­czej. Jeste­śmy w dro­dze. Sto­su­je­my naj­róż­niej­sze mecha­ni­zmy obron­ne, któ­re poma­ga­ją nam zmniej­szyć odczu­wa­ny lęk, czy poczu­cie winy, ochro­nić nasze ego, zmniej­szyć cier­pie­nie. Pech nie­któ­rych pole­ga na tym, że są bar­dziej na wido­ku, więc ich bitwy z samym sobą, zwy­cię­stwa i poraż­ki oglą­da­ją inni. Gdy­by­śmy wszy­scy byli tak wybit­ni, tak szcze­rzy ze sobą, tak otwar­ci na swo­je poraż­ki i ich ana­li­zy, jak tego ocze­ku­je­my od innych, na świe­cie byli­by sami szczę­śli­wi, szczu­pli i boga­ci ludzie, a jed­nak tak nie jest. Wszy­scy z czymś się bok­su­je­my. Nie wszyst­ko jed­nak jest tak łatwo dostrze­gal­ne, jak utra­ta (lub przy­bra­nie) 40kg. Kto wie, jak dłu­go pró­bu­jesz np. opu­ścić dom rodzin­ny, czy zmie­nić pra­cę, ale nie wycho­dzi Ci, bo się boisz?

Nie wie­my, co sta­ło się w życiu osób, w któ­re zbyt łatwo rzu­ca­my kamie­nia­mi. Nie zna­my ich dro­gi, widzi­my tyl­ko jej wyci­nek. Nie­któ­rych to może zaszo­ko­wać, ale nawet nie musi­my mieć na ich temat żad­nej opi­nii. Naj­waż­niej­sze jest to, że ci ludzie nie są nam nic win­ni. My innym też nie. I to jest wła­śnie wol­ność.

 

zdję­cie: instagram@musicmfm