Kilka dni temu rzucił mi się w oczy tekst na temat postanowień noworocznych. Przyznaję, że przebrnęłam tylko przez fragment, bo choć sama nie przebieram w słowach to autorka epatowała łaciną w sposób tak nachalny, że nie zdzierżyłam, a dodatkowo zawartość merytoryczna sprawiła, że miałam ochotę zacząć walić głową w biurko, pytając sama siebie: co ja czytam/co ci ludzie piszą?!
Nie da się jednak ukryć, że temat jest na czasie, zresztą jak co roku, a wyśmiewanie postanowień i epatowanie swoim negatywnym stosunkiem do nich stało się nawet, mam wrażenie, modne. Pamiętam swój wpis z 31. grudnia 2013 roku, kiedy to podzieliłam się ze znajomymi pewnego rodzaju zdziwieniem, jeśli chodzi o podejście do postanowień – minęły 3 lata i nic się w tej sprawie nie zmienia. Nadal jest spora grupa ludzi, która deklaruje posiadanie owych postanowień w dupie, co ma chyba sprawiać, że są fajniejsi i bardziej cool. No… OK!
Żeby uniknąć nieporozumień, zacznę może od tego, że nie robienie postanowień jest w porządku – nie mam żadnego problemu z tym, że ktoś funkcjonuje bez nich i dobrze sobie radzi. Tyle sposobów na życie, ilu ludzi, pokój, peace i tak dalej. Czerwone światełko włącza mi się w dwóch sytuacjach.
Po pierwsze, kiedy ktoś ma potrzebę epatowania swoją niechęcią do tego stopnia, że mam wrażenie, że za chwilę obklei się plakatami z informacją: mam to w dupie i stanie przy wyjściu z metra Centrum, żeby na pewno wszyscy zobaczyli. Po drugie, kiedy czytam komentarze w stylu: no właśnie, ja też, one się nigdy nie spełniają! W tekście skupię się na sytuacji numer dwa i teraz ja polecę łaciną, bo wszystko mi opadło po przeczytaniu.
No, raczej, że SIĘ nie spełniają!
Nie jestem już nastolatką, całkiem sporo widziałam, a jednak nadal dziwi mnie, jak wielu ludzi uważa, że życie powinno stać się samo. W sensie – najlepiej bez ich większego udziału. JESTEM i niech się dzieje. To zdanie idealnie tłumaczy powody większości postanowieniowych porażek, a w następstwie tej wielkiej niechęci, że można by postawić kropę, pogrubić i odsyłać do niego za każdym razem, kiedy ktoś się zastanawia, czemu się nie udało. No, zakładając, że się w ogóle zastanawia, a nie stwierdza, że ma to gdzieś.
No jasne, że się nie udało, skoro nie zrobiłaś nic, żeby się udało! Nic, poza pomyśleniem pobożnego życzenia w okolicy godziny 00:00, 31 grudnia dowolnego roku. Takie rzeczy to w bajkach, lampa alladyna, raz, dwa, trzy, masz swoje życzenie – ale bajki nie bez powodu nazywają się bajkami i opowiada się je głównie dzieciom. Może powinniśmy przyjrzeć się też nazewnictwu. Mówimy o postanowieniu/celu, czy może marzeniu/życzeniu? Bo to jednak ogromna różnica.
Na drugim biegunie mamy osoby, które włożyły w osiągnięcie swojego celu/spełnienie swojego marzenia masę pracy, emocji, czasu, a mimo to się nie udało – bo przecież i tak bywa. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, czasami zmienia się otoczenie, warunki i okoliczności i nasze plany przesuwają się w czasie. Od tych osób nie słyszę jednak, że to postanowienia są do dupy – one wiedzą, że zdarzyło się coś, co nie pozwoliło im ich zrealizować, znają powody i idą dalej. Znam dobre określenie dla tych osób – to są dorośli.
To nie postanowienia są głupie i bezsensowne. Oczywiście, można dyskutować, czy trzeba je robić akurat na nowy rok, ale osobiście uważam, że to termin dobry, jak każdy inny. Z mojego punktu widzenia odpowiedni – mogę usiąść i na spokojnie różne swoje działania podsumować, wyciągnąć wnioski i pomyśleć co dalej. Ty możesz wybrać inny. Kwiecień, czerwiec, czy wrzesień, wszystko jedno, byle byś był gotowy zrobić to świadomie, a nie rzucając w kosmos pobożne życzenia, za którymi, niestety, nie pójdzie żadne działanie.
Postanowienie to świadoma decyzja, że chcemy coś zrobić, coś zmienić w swoim życiu. To cel. Ma sens wtedy, kiedy wiesz, na co się decydujesz i zaczynasz to robić. Jeśli zamiast tego oczekujesz cudu, to rzeczywiście lepiej dać sobie spokój – choć wtedy… nie wiem czy koniecznie trzeba obwieszczać całemu światu, że robi błąd próbując realizować swoje marzenia i zmieniać się na lepsze. Ale z tym dylematem zostawię Was już sam na sam.
Święte słowa! Dopóki nie potraktuje są swojego postanowienia jako konkretnego działania do realizacji to jest one zwykłym życzeniem. Cieszę się że napisałaś ten post bo super podsumowanie. Albo działamy i osiągamy to czego chcemy albo pozostajemy w sferze “może samo przyjdzie”. Ech Anno uwielbiam Twojego bloga i nie ukrywam że Twoje osiągnięcia bardzo zmotywowaly mnie do działania i do konkretnych zmian. W sumie to dopiero tu odkryłam że nie ma żadnego *uda się* tylko ja żądze i osiągam w swoim życiu. Ale się rozpisalam. W każdym bądź razie życzę Ci abyś dalej zmieniała i osiągała dokładnie to czego pragniesz.
Jak zwykle trafiłaś w punkt. Życie się nie dzieje. Życie kształtujemy, układamy, dokonujemy wyborów, pracujemy nad tym by było jak najlepsze. Szczęśliwego Nowego Roku!
Święte słowa,bez działania nic nie osiągniemy
Bardzo celna obserwacja, dziękuje za post. To, jak piszesz, jest super i bardzo mądre — nie tylko na polu funkcjonowania zdrowotnego (sport, dieta) ale ogólnie, jeśli chodzi o życie i świadome wybory. Pozdrawiam noworocznie, jakkolwiek za dzisiejsza data i jej otoczka nie przepadam 😉