W lutym wybrałam się z mamą na zakupy. Nieustannie mam kłopot z ubraniami – co kupię, to jest za chwilę za duże. Tak było i z kolejnymi dżinsami.
Od lat nienawidziłam zakupów ubraniowych. OK, w ogóle nie przepadam za zakupami, a tych nie lubiłam szczególnie. Chociaż – w pewnym sensie zdążyły też mi trochę zobojętnieć. Przez całe lata nie mogłam wejść do pierwszego lepszego sklepu i kupić: spodni, bluzki, czy sukienki. Chodziłam więc do wybranych sklepów, o których wiedziałam, że znajdę tam coś w moim rozmiarze, a najczęściej kupowałam takie same rzeczy, tylko nowe – bez przymierzania, sprawdzania… Zawsze było to dla mnie przykre, wolałam więc unikać sprawiania sobie dodatkowych przykrości. Ot, kupowałam dżinsy, bo poprzednie się zniszczyły, a w czymś chodzić trzeba.
Weszłyśmy do sklepu, w którym zazwyczaj kupowałam spodnie. Skierowałam się od razu do działu XL, wzięłam najmniejsze spodnie w tym kroju, który mi odpowiadał i poszłam przymierzyć. Były za duże. Zapytałam więc ekspedientki, czy ma takie spodnie, ale w mniejszym rozmiarze. Spojrzała na mnie i mówi: ALE PANI JEST W DZIALE XL! Ja na to tłumaczę się, że tak, wiem, po prostu zawsze tu kupowałam i chciałam takie… Na co Pani patrzy na mnie spod oka i mówi: Pani? Tutaj? NIE WYDAJE MI SIĘ!
W sumie mnie to rozbawiło. Poczułam się jak bohaterka piosenki Kasi Nosowskiej, „za gruba dla chudych, a dla grubych – za chuda”. Aktualnie zatem – niczyja.
Poszłyśmy dalej. Weszłam do jednego z sieciowych sklepów z ubraniami i zobaczyłam piękne dżinsy. Tzn. właściwie zwykłe, ciemne dżinsy. A jednak…niezwykłe. W zwykłym sklepie. Na zwykłym miejscu. Razem ze wszystkimi innymi. Bez szukania. Sprawdzania. Poczucia wstydu. Niższości. Złości. Bezradności.
Pomyślałam, że spróbuję. I poszłam przymierzać.
Wiem, że trudno będzie to pojąć komuś, kto nie przeżył podobnej sytuacji, ale szłam do przymierzalni zdenerwowana. Byłam w końcu w zwykłym sklepie, na zwykłym stoisku. Takim, które jest dla każdego. Nie na specjalnie wydzielonym, dla „takich, jak ja”.
Wzięłam 3 głębokie oddechy i zaczęłam zakładać je na siebie. Łydki, wszystko gra, wciągam dalej, uda, nadal dobre, tyłek, biodra, zapinam… Leżą jak ulał.
Stałam chwile bez ruchu, bez słowa, tylko patrząc w lusterko. Po chwili schowałam twarz w dłoniach i rozpłakałam się.
Pierwszy raz w życiu byłam tak szczęśliwa, że jestem jak inni.
Poszłam do kasy i zapłaciłam. Niosłam te spodnie jak najdroższy skarb.
Z radości szumiało mi w głowie, jakbym wypiła butelkę szampana.
Poczułam, że powoli znów staję się sobą.
* na zdjęciu rzeczone dżinsy i moja przyjaciółka — po półmaratonie! 🙂
rozumiem co masz na myśli.…w pl kupowałam jeansy zawsze w jednym sklepie brałam z półki rozmiar który nosiłam i od razu płaciłam… nie znosiłam tego szczerze… zawsze wszystko za małe… wrrr… tutaj gdzie mieszkam mam ten komfort ze jest sklep w którym są moje rozmiary i w którym ubrania nawet na mnie wyglądają normalnie… jestem większa ale to nie znaczy ze nie mogę się ubrać fajnie… mimo iż dalej nie przepadam za zakupami to jednak… a tobie gratuluję… dzięki tobie się zmieniam i mam nadzieję ze osiągnę swój cel udanego dnia kochana!!!!
Wiesz, to nawet już nie chodzi o to, że tych rzeczy nie ma. No są. W wybranych sklepach. Chodzi o to, że ja organicznie nie znoszę ograniczeń, a tu czułam się ograniczona tym, co akurat ktoś zdecydował, że będzie dla mnie dobre. Nie mogłam wejść do sklepu i po prostu kupić, tylko albo sklep specjalny, albo dział specjalny… Strasznie mnie to denerwowało. Dziękuję za dobre słowo i trzymam kciuki za zmiany…zmiany są super:)
Cieszę się razem z Tobą 🙂 Pozdrawiam
Dziękuję! 🙂
Gratuluję sukcesu:-)
Dziękuję bardzo! 🙂
Ostatnio, po raz pierwszy od lat, kupiłam spodnie w rozmiarze 46. Zawsze miałam szerokie biodra, więc nawet ważąc 53 kg potrzebowałam często rozmiaru 42. Moja mama komentowała to w bardzo nieprzyjemny sposób. I teraz, kupując spodnie rozmiar 46, w normalnym sklepie (ok, takim z większą rozmiarówką), na normalnym stoisku, byłam z siebie tak zadowolona, jak nigdy wcześniej. Jak nigdy wtedy, kiedy moje bmi było na granicy niedowagi, ale ja uważałam się za grubą.