Kupiłam ostatnio wagę. Nie taką zwykłą, zaszalałam – kupiłam wagę z analizatorem składu ciała, czyli cudo, które powie mi ile mam w ciele mięśni, ile tłuszczu, ile ważą moje kości i takie tam. Zdecydowanie nie jest to produkt, który trzeba mieć w domu, ale jako że moje życie w dużej mierze kręci się wokół różnego rodzaju zmian, interesują mnie i te. Interesują, ale nie są moim być albo nie być. W sumie kupiłam ją z ciekawości.
Wzięłam trzy oddechy i weszłam, urządzenie wydało podwójne „bip bip”, a na ekraniku zaczęły wyświetlać się wyniki. Nie ma się co czarować — nie byłam nimi zachwycona, szczególnie, kiedy zrobiłam porównanie z wrześniem 2015, ale też nie przeżywałam tego nadmiernie. Zapisałam, zeszłam, postanowiłam powtórzyć czynność za tydzień, a potem za kolejny i kolejny. Pracuję nad sobą, więc wiem, że wyniki będą się zmieniały na moją korzyść. Nie bardzo widzę inną opcję.
Chwilę później okazało się, że to –w sumie – niczemu niewinne urządzenie, może stać się: katem, ludzkim być albo nie być, wyrocznią, sądem i Bóg wie czym jeszcze. W każdym razie, że kawałek dość drogiej elektroniki pokazującej liczby i procenty jest w stanie wywołać emocje i reakcje, o które bym go nie podejrzewała.
„Nawet nie chcę myśleć, co o mnie by powiedziało”
„Dzisiaj takie urządzenie podcięło mi skrzydła”
„Kiedy zobaczyłam, ile mam w ciele tłuszczu, rozpłakałam się – ze smutku, ze wstydu, z rozpaczy”
„ Boję się na to wejść, boję się tego, co zobaczę”.
To tylko kilka przykładów wiadomości, które dostałam po podzieleniu się informacją o zakupie wśród osób w mojej grupie motywacyjnej i które na dość długo wprawiły mnie w osłupienie. Uświadomiłam sobie, że już tak długo jestem pogodzona ze sobą, że tego typu reakcja nawet nie przyszła mi do głowy. Nie dlatego, że jej nie znam, przecież znam doskonale, raczej dlatego, że w relacji ze sobą przeszłam już długą drogę.
Smutek? Tak, jest mi smutno, że duża część pracy, którą wykonałam przed przerwą, nie jest odzwierciedlona w tych liczbach. Poczucie, że dużo pracy przede mną? Tak, dużo. Motywacja do pracy? Jak najbardziej, mam przecież swój cel. Strach, wstyd, rozpacz? Nie. Nie. I nie.
***
Nim po raz pierwszy przyznałam się mojemu terapeucie, że ważę 120kg, minęło dobrych kilka miesięcy. Tak bardzo utożsamiałam się z tą liczbą, tak bardzo czułam, że „120kg” to definicja mnie, tak bardzo się wstydziłam, że nie przechodziło mi to przez gardło. Pamiętam ten ciepły wzrok pełen zrozumienia i słowa: Aniu, to tylko liczba. Ale dla mnie to nie była TYLKO liczba.
Każdy kilogram był osobnym powodem do wstydu i nienawiści. Każdy był dowodem na to, jak jestem słaba. Za każdym kryła się też wstydliwa historia zjadanych potajemnie kawałków pizzy, ciast, czy czekoladek. Każdy kolejny na wadze, a w pewnym momencie straciłam już kontrolę nad tempem ich przybywania, był oznaką mojej porażki, a potem następnej i jeszcze kolejnej. Przez jakiś czas przybywające kilogramy były powodem podejmowania kolejnych desperackich decyzji o odchudzaniu, później straciłam już nadzieję.
Tak, ja wiem co to znaczy płakać, bo nie zgadzają się liczby.
***
Co takie urządzenie powie o Tobie? O Tobie nie powie nic. Powie, ile waży Twoje ciało, które być może całkiem sporo w życiu zniosło, o które może nie dbałaś i któremu nie udzieliłaś należytej troski, które starało się chronić Cię najlepiej, jak potrafiło. Dowiesz się, ile jest w nim tłuszczu, a ile mięśni, być może uświadomisz sobie, że chcesz, żeby to się zmieniło. Nie, ono nie powie, że jesteś słaba i po co tyle żresz, tak mówią ludzie, bo czują, że muszą gadać, tak mówisz sobie Ty, a liczby służą Ci tylko do tego, by to potwierdzić.
Tak, ta liczba może pomóc ustalić, gdzie jesteśmy z naszym ciałem w tej chwili, czy powinniśmy pomóc mu być zdrowszym, sprawniejszym, a nie kim jesteśmy. Jesteś człowiekiem, masz ciało i duszę, serce, tony emocji, doświadczenia, swoją historię, pracę, naukę, rodzinę, problemy, radości, sukcesy i porażki, plany i nadzieje, marzenia, smutki, wiarę, brak wiary, przyjaciół, znajomych, zainteresowania, przyjemności, piękne chwile i trudne chwile, dnie i noce – tak, jesteś człowiekiem z krwi i kości.
***
Kiedy uświadamiam sobie, że jestem sumą tych wszystkich składowych, natychmiast nabieram do siebie szacunku. To mnie uwalnia. Mam pracę do wykonania, TAK. Chcę, żeby te liczby wyglądały inaczej, chcę, żeby mówiły: jesteś dla siebie dobra, widać, że o siebie dbasz. Ale NIE, ja nie jestem tą liczbą.
Ja mialam calkiem niedawno obsesje na pkt mierzenia sie i warzenia i bylam gotowa w ciagu tygodnia odwiedzic kilka punktow pomiaru by porownac wyniki. Ale w pewnym momencie sie opanowalam. Co mi to da, ze tak obsesyjnie bede to robic? Nic. Waze sie na mojej wadze lazienkowej i mierze w obwodach co tydzien. Wyniki zapisuje. Ale dojrzalam juz do tego, ze sa to tylko liczby. Ze niewazne, czy bede miec rozmiar 40 czy 50, to i tak jestem wartosciowym czlowiekiem. Swoje ze soba przeszlam, nadal przechodze. Ale pracuje nad soba i ucze sie troski o siebie. Waga czy cm to naprawde tylko liczby. Chociaz jeszcze niedawno jak mowila te slowa do mnie psycholog to patrzylam na nia jak na kosmitke. Ale tak naprawde jest. Przeczytalam niedawno ksiazke “Odwazona”. Tamta dziewczyna nie wazyla sie, nie robila pomiarow. Ale dzialala na swoja korzysc, dla swojego dobra. Czula pozytywne zaskoczenie jak okazywalo sie, ze rozmiary ubran w sklepie musi miec mniejsze niz zazwyczaj brala. Mozna zyc i bez pomiarow, mozna i z pomiarami. Ale to co jest istotne to to, by nie dac tym cyferkom zepsuc sobie dnia, nastroju. To jest po prostu informacja. Jedna z wielu jakie mozemy miec o sobie. Ja nadal mam na wadze duzo za duzo, w obwodach tez duzo za duzo. Ale nie przeszkadza mi to cieszyc sie zyciem i czerpac z niego garsciami, odkrywac nowych pasji i zainteresowan 🙂 Dbam o siebie. Jestem dla siebie dobra. Ale wiem, ze zmiany, ktore wprowadzam sa na zawsze a nie na chwile tylko do zobaczenia jakiejs cyferki na wadze. A skoro sa na zawsze, to i stopniowo do nich dojrzewam.
Aniu, jak zawsze super tekst. Ja staram się być dla siebie dobra ale czasem właśnie te liczby przytłaczają.
Interpretacja cyfr jest sumą naszego świadomego wyboru. Aniu gratuluję Ci, że jesteś świadomą siebie osobą, życzę również Twoim czytelnikom by osiągnęli tak porządek rzeczy:)
Świetny tekst!
Super tekst 😉 niby to wszystko wiadomo, ale tak pięknie to ujełaś w słowa, że naprawdę chce się być dobrym dla swojego ciała i nie dla tej liczby a dla siebie 😉
Jak zawsze dziękuje. Bingo„, 😉