Przez ileś lat wiele rzeczy było dla mnie niedostępnych. Zjeżdżalnie na basenach, parki linowe, bieganie, tenis, rower i cała masa innych. Częściowo – obiektywnie, po prostu nie dałabym rady z nich korzystać. A częściowo dlatego, że wstyd przed ewentualnym ośmieszeniem się był silniejszy.
Jakoś w lutym w parku na Żoliborzu biegłam sprawdzian na 5km. Myślałam, że to on będzie głównym punktem tego dnia, najważniejszym i na piedestale. Był stres, bo szybkie bieganie to moja zmora i dopiero się uczę, a tu trener rozpisał, że szybciej niż kiedykolwiek dotąd. Sama bym pewnie zwątpiła, ale mam do niego wielkie zaufanie, więc uznałam, że skoro tak napisał, to znaczy, że ja jestem w stanie tak pobiec i pobiegnę. I tak zrobiłam. Wpadłam na metę, a podczas przebierania się Karolina mówi: jeszcze musimy iść tam! Tam – czyli liny. Mały, bo mały, ale park linowy obok. Taka pajęczyna. Wysoko. Trudno. Dotąd niemożliwe.
Być może gdybym była sama nawet nie zwróciłabym na niego uwagi – z przyzwyczajenia. Przez tyle lat był poza moim zasięgiem, że przestałam zauważać takie rzeczy, tak samo jak sklepy z „tradycyjną” rozmiarówką. No i poszłyśmy.
Krótka rozkminka, jak tu wejść, gdzie zaatakować. Raz, dwa, i już jestem coraz wyżej. Zatrzymałam się i myślę – wow! Nim zdążyłam się zastanowić. Po prostu weszłam. Miałam siłę. Nogi, ręce… Od razu strach – ale czy dam radę zejść? A obok Karolina – przecież nie zrobię paniki i się nie rozpłaczę. Weszłam, to i zejdę.
Obserwowałam mięśnie. Lubię obserwować i czuć, jak pracują. Lubię czuć, że je mam. To dla mnie jawny dowód mojej pracy. I rosnącej siły.
Jak niektórzy wiedzą, kiedy zaczynałam, moim celem była właśnie siła. Wyobrażałam sobie siebie jak biegam, chodzę po górach, podciągam się na drążku. Jak moje ciało pracuje równie sprawnie, jak głowa.
To była tylko chwila. Nawet nie wspięłam się na samą górę, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, co czuje człowiek, który robi coś, czego nigdy dotąd nie mógł.
Wtedy w głowie upadają mury. Takie, które wcześniej były nie do przejścia. Mur z bezsilności, zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Nagle nie ma przeszkód. Noga, ręka, noga, ręka, po prostu wchodzę. Wyżej i wyżej. Nic mi nie przeszkadza. Idę dalej.
Po prostu jestem wolna.
“A mury runą, runą, runą. I pogrzebią stary świat! ” 🙂
Dokłaaaadnie! :)))