Kilka dni temu stanęłam przed lustrem i popłakałam się. Nie dlatego, że nienawidziłam odbicia, raczej z żalu — że moja praca nie przynosi efektów, że nie mam kontroli nad moim ciałem w zakresie, w jakim chciałabym mieć, że nic właściwie nie idzie jakbym chciała. Wieczorem jednak odbyłam 50-minutową sesję na orbitreku, mimo zniżki formy, braku widoków na poprawę i ogólnego zniechęcenia.
Piszę o tym, ponieważ wielokrotnie pytaliście mnie – jak nie poddawać się, kiedy nic nie działa, jak działać dalej, kiedy nie wychodzi, jak podnosić się kolejny raz i jak uwierzyć, że jednak się da, skoro wszystkie znaki na niebie i ziemi, a co za tym idzie, nasz wewnętrzny głos, mówią nam, że nie? O zewnętrznych głosach, w postaci życzliwych znajomych i członków rodziny już nawet nie wspominam, bo to temat na osobny tekst. Więc jak? Nie jestem fanką „5 sposobów na…” i na tym etapie nie wiem, ile mam sposobów, ale oto one.
Upewnij się, że jesteś ze sobą uczciwy
Zaczynam od tego, ponieważ żadna praca nad sobą nie przyniesie oczekiwanych efektów, jeśli nie będziemy ze sobą szczerzy. Jak wiadomo, generalnie potrafimy usprawiedliwiać siebie w każdych okolicznościach, łącznie z bardzo drastycznymi, czemu więc nie mielibyśmy tego robić np. w przypadku jedzenia?
Idealnym sposobem sprawdzenia własnej uczciwości wobec siebie jest prowadzenie choć przez kilka dni dzienniczka, w którym zapisywać będziemy wszystko, co zjedliśmy, czy wypiliśmy. Było to jedno z zadań na terapii grupowej, poświęconej kompulsywnemu jedzeniu, na którą kiedyś chodziłam. Nie uwierzylibyście, jak ciężko ludziom to zrobić i ile wymówek potrafią znaleźć, aby nie zrobić takiej listy i nie musieć na nią spojrzeć. To trudne zadanie, ale bardzo skuteczne. Dlaczego?
Ano, jeśli okaże się, że jednak sami sobie trochę ściemniamy, to czas na dorosłą decyzję – czy kontynuujemy, czy czas już być dorosłym i zmierzyć się z problemem? Dla niektórych to nie ten czas i to jest OK – przecież każdy z nas odpowiada za siebie, ma swoje powody, dla których żyje i działa tak, a nie inaczej. Niektórzy odkryją, że trochę sami siebie czarowali i nim stwierdzą, że nic na nich nie działa, dopilnują tego, co powinno zadziałać, jeśli zrobią to uczciwie. A jeszcze inni potwierdzą sami przed sobą, że robią to, co należy, ale – z jakiegoś powodu – nie odnotowują efektów.
Sprawdź, dlaczego nie działa
Jeśli jesteś w tej ostatniej grupie, to ten punkt jest kluczowy. Znam ludzi, którzy boją się zrobić badania, ponieważ przeraża ich to, czego mogliby się z nich dowiedzieć. Szanuję to, choć nie rozumiem – mnie w tym wypadku pomaga moje projektowe, zadaniowe podejście do wielu spraw. Jeśli jesteś pewien, że zrobiłeś wszystko, co możliwe, a nie ma efektów, to przecież musi być jakaś tego przyczyna, bo cudów nie ma.
Zła wiadomość jest taka, że dotrzeć do przyczyny naszych problemów może być niełatwo, a sama diagnoza również nie musi napawać wielkim optymizmem. Dobra wiadomość jest taka, że łatwiej mierzyć się z czymś, o czym się cokolwiek wie, niż uderzać na oślep. Nie bez powodu, chcąc przygotować odpowiednią strategię walki z nim, sportowcy bacznie obserwują swoich przeciwników. Inna rzecz, że nastawianie się na walkę niekoniecznie jest tu najlepszym pomysłem – być może to, co Wam dolega, będzie towarzyszyło Wam już zawsze, więc będziecie musieli, jak ja, pogodzić się z tym i nauczyć w tej nowej sytuacji funkcjonować.
Szukaj rozwiązań
Pogodzenie się z takim, a nie innym stanem rzeczy jest pierwszym krokiem do zmiany. Dzięki temu, zamiast katować się wypominaniem sobie, że coś stało się z naszej winy, czy też dopytywać Boga, czy kogokolwiek/czegokolwiek w kogo/co wierzycie, „dlaczego?”, zaczniecie szukać rozwiązań. To daje znacznie większe szanse na powodzenie całej operacji.
Nie chcę zabrzmieć jak jakiś coach życia, ale trzeba szukać aż do skutku! Być może milion razy zwątpicie, być może będziecie czytać w internecie, jak ludzie śmieją się z tego, że „hehe, ta też gruba od hormonów?”, być może lekarze nie będą zbyt pomocni, ale trzeba szukać aż znajdziecie i nie poddawać się! Może jestem naiwna, ale wierzę, że poza absolutnie wyjątkowymi przypadkami, zawsze w końcu udaje się znaleźć rozwiązanie. Pamiętam problemy z nogą, które miałam jakiś czas temu — nie wiem już ilu lekarzy i fizjoterapeutów powiedziało mi, że nie wie, w czym problem, albo że z biegania nic nie będzie, ale będzie za to operacja kręgosłupa itd. Kiedy trafiłam do mojego osteopaty, pierwsze, co mu powiedziałam, to że już nie wierzę, że mi pomoże, ale nadal szukam możliwości, więc oto jestem. Już po pierwszm zabiegu było lepiej.
Każdy czasem traci wiarę, ja też. Kiedy kolejną noc budzę się z dusznościami, zlana potem, kiedy znów mnie boli, kiedy w pracy wszystkim jest chłodno, a mnie uderza gorąco, kiedy nastrój wariuje, kiedy kolejne leki dają mi cały katalog skutków ubocznych, łącznie z nadciśnieniem, tak, że nawet doświadczonemu lekarzowi opada szczęka, naprawdę wtedy też mam ochotę to wszystko rzucić. Ale kiedy inaczej o tym pomyślę – co mam rzucić, życie? Zamknąć się w domu, pod kołdrą na najbliższych 2–5 lat, bo tyle ma potrwać okres, w którym mój organizm przejdzie przez zmiany i odzyska równowagę?
Nie myśl, rób (nawyki)
Ogólnie polecam myślenie [;-)], ale nie w momencie, kiedy zastanawiasz się, czy np. ćwiczyć, czy to ma jakiś sens, skoro efektów nie widać. Wtedy nie myśl, wyłącz głowę, bierz sportowe ciuchy i rób swoje. Jeśli jeszcze nie masz nawyku, przetrwaj ten moment, niebawem będzie łatwiej. Jeśli już masz nawyk, to mimo myśli i braku wiary będzie łatwiej. Każdy trening zostawia w organizmie ślad. Każdy jest lepszy, niż żaden. Za każdy ciało Ci podziękuje.
Doceniaj swoją pracę i drogę, w której jesteś
To trudne, ale nie niemożliwe. W społeczeństwie nastawionym na sukces, gdzie promuje się ideały, czasem trudno znaleźć równowagę będąc od ideału i sukcesów daleko. Zawsze miałam bardzo dużą motywację osiągnięć – ogromną ambicję. Sport, ciało, zdrowie – nauczyły mnie pokory i jest mi teraz lepiej. Wiedząc, że nie mogę osiągnąć ideału w tym zakresie, zaczęłam tworzyć ambitne, ale realne plany, adekwatne do moich możliwości i doceniać się za ich realizowanie — także wbrew temu, co czasami czytam w internecie (powyżej 6min/km to nie bieg, bla, bla, bla).
Cel jest ważny, ale równie ważna jest droga do niego. To w drodze dzieją się różne rzeczy, których nie przewidzieliśmy, napotykamy przeszkody, odbieramy lekcje, uczymy się. Kiedyś nie dostrzegałam tych wartości, teraz są dla mnie podstawowe. Choć bardzo chcę w końcu zobaczyć efekty swojej pracy, choć ich brak mnie czasami frustruje, akceptuję fakt, że coś się w moim życiu wydarzyło. Moje wkurzanie się nie sprawi, że to się odstanie, więc pozostaje uzbroić się w cierpliwość i działać.
Zmień tryb życia, zamiast się odchudzać
Jeśli postanowisz na stałe zmienić tryb życia i nastawisz się na działanie, frustracja spowodowana chwilowym brakiem efektów będzie mniejsza. Mam wrażenie, że największe problemy wynikają właśnie z tego, że większość odchudzających się nastawia się na kilka tygodni/miesięcy walki i czeka tylko na moment, kiedy będzie mogła wrócić do starych nawyków. To błąd.
W moim wypadku podejście odgrywa bardzo ważną rolę. Choć cel się nie zmienił (tylko mocno oddalił), robię swoje, bo to – po prostu – jest teraz moje życie. Wprawdzie nie mogę, na przykład, zrealizować ambicji dotyczących szybszego biegania, ale nie przeszkadza mi to biegać, tyle, że wolno i ogólnie żyć aktywnie.
Nie trać wiary
Każdy czasem wątpi, kiedy upragnione efekty nie nadchodzą. Motywacja maleje, pojawia się frustracja, nic w tym nadzwyczajnego — ile można czekać? Ja zawsze wtedy wracam do tego, co motywowało mnie do rozpoczęcia zmian, czyli do chęci bycia zdrową i sprawną. Szukam rozwiązań, działam proaktywnie. Kiedy potrzebuję, płaczę i złoszczę się, ale potem znów robię swoje.
Wiem, że to musi wrócić.
A ja będę wtedy silniejsza, niż kiedykolwiek.
Nic dodać, nic ująć. Biblia dla tych wszystkich, którym się nie udaje, albo „nie udaje”. Jesteś wielka!
Zapisuję link do tego wpisu. Będzie mi towarzyszył… chyba często. Dziękuję :*
Czysta mądrość w zwięzłej formie 🙂 Ruszam z miejsca dzięki Tobie! 🙂 Dziękuję, jesteś wsp-ANIA-ła!!! 🙂
właśnie od kilku dni zastanawiam się, co zrobic, co kopnąć, ruszyć, komu się wypłakac, bo stoje w miejscu i nie moge ruszyć. czuję sie bezsilna. mam wrażenie, że tonę w bezkresie problemów, które zabieraja radośc z tego co robię, rozwiązać ich nie umiem. tak bardzo chciałabym, aby KTOŚ mnie wziął za rękę i chociaż przez chwilę potrzymał, może kawałeczek poprowadził przez ten gąszcz trudnych spraw. KTOŚ… Widać Aniu w Tobie niesamowitą Siłę i ogromną znajomość samej siebie. Gratuluję Ci i życzę, aby Cie nie opuszczała.
Cóż… do lekarza nie pójdę, bo się boję. Z jedzeniem hm… nie oszukuje, bo wybieram świadomie, ale nie jest ono idealne. To, co pomaga mi, a właściwie nie pomaga, a działa najdłużej to tak jak Pani pisze — nie odchudzanie, a zmienienie stylu życia. Kiedy widzę coś słodkiego, nie rozpaczam, że “nie mogę” zjeść, bo mogę! Staram się myśleć wtedy, że mogę, ale nie chcę, bo to przeszkoda w moim celu — utracie kilogramów. Zauważyłam jeszcze, że prędzej się poddaje, jeśli zaczynam dietę mniej lub bardziej restrykcyjną i katuje się ćwiczeniami. Teraz zaczęłam powoli. Kupiłam blender i pół lodówki warzyw i owoców. Pierwsza zmiana, to do pracy, zamiast kanapki na drugie śniadanie — sałatka/jajko gotowane/kabanos — cokolwiek, by nie był to chleb. To już jeden lepszy posiłek dziennie (no ok, ten kabanos, ale tak jak piszę — powoli). Kiedy weszło mi to w nawyk, posunęłam się dalej — sałatki, surówki do pracy, założeniem było polubienie warzyw. Potem doszły smoothie owocowo warzywne, potem obiady, teraz aktywność fizyczna. Kiedyś była zumba, bo sprawiała mi dużo radości. Teraz potrzebuję czegoś bardziej konkretnego, pot ma się lać, ja mam czuć mięśnie. Znalazłam treningi na youtubie, prowadzone przez doświadczonego instruktora. Wybrałam kilka krótkich 7–8 minutowych. Odpowiadają mi ćwiczenia, tempo, głos instruktora. Szczególnie to, co mówi : aby robić o krok więcej, niż wydaje nam się, że możemy. To, co pomaga mi najbardziej, to moje samopoczucie, moja cera i szafa z ubraniami. Zmieniając sposób odżywiania, stałam się weselsza, czuję się po prostu lepiej, cera też jest o niebo lepsza, a mam z nią ogromne problemy. Lubię siebie po treningu, taką mega spoconą — wtedy odczuwam satysfakcję, że dałam z siebie wszystko, że nie oszukiwałam tak jak Pani pisze. Lubię moje ciało kiedy się zmienia. Lubię siebie:)
W dobrym momencie to przeczytalam. Stoje na rozdrozu i dumam czy próbować kolejny raz czy kolejny raz odpuscic, bo zabraklo mi konsekwencji. Jest kop, bo ktos rozumie, co ja czujr. Dziekuje, dodalas mi siły????
U mnie jeszcze: wyrzuć ze słownika słowo “walka”. Bądź dobry/dobra dla siebie. Żaden człowiek nie jest w stanie całe życie walczyć, a chodzi przecież o efekty które już zostaną. Są inne słowa: praca, zmiana, droga. Walka sugeruje brak przyjemności. Znajdź przyjemność w tym co robisz, a łatwiej będzie utrzymać zmianę na dłużej.
Czas wrócić do zapisywania tego co zjadam… Kiedyś ratowało mnie to przed zjedzeniem kolejnego batonika… Najzwyczajniej nie jadłam z lenistwa, bo potem trzeba było to zapisać 😉 A jak zacznę zapisywać to i z bieganiem będzie lepiej…
Pozdrawiam Serdecznie i do zobaczenia gdzieś na biegu w tempie powyżej 6min/km 🙂
Aniu bardzo dziękuję za ten wpis 🙂 Dodaje mi siły do pracy nad sobą. Trzymam za ciebie mocno kciuki i jestem pewna, że in the long run- ty bedziesz wśród zwyciezcow. Pozdrawiam:)