Było letnie popołudnie, jedno z tych najgorętszych w sierpniu, kiedy upał dawał się wszystkim we znaki. Ludzie chodzili ulicami trzymając w dłoniach mrożone herbaty, cole i inne wymyślne napoje z tej, czy innej modnej kawiarni. Wtedy pierwszy raz od lat pomyślałam, że napiłabym się czegoś zimnego o smaku czekolady.
Nie wiem dlaczego. Nigdy nie byłam wielką fanką słodyczy, po prostu wtedy miałam ochotę na zimny, czekoladowy napój. Weszłam do kawiarni, natychmiast zgubiłam się w gąszczu nazw w menu i poprosiłam o pomoc sprzedawcę. Po chwili trzymałam w ręce obiekt mojego pożądania – duży kubek z czekoladowym czymś, a jakby tego było mało, na wierzchu była góra bitej śmietany. Wow.
I wszystko było fajnie do momentu, kiedy wyszłam z kawiarni. Wydawało mi się, że wszyscy na mnie patrzą i oceniają. Byłam pewna, że myślą: taka gruba, a jeszcze pije takie słodkie rzeczy i jeszcze ta fura śmietany! Zaczęłam automatycznie zasłaniać dłońmi zawartość kubka i oblałam się zimnym potem.
***
Był jesienny wieczór, a dzień później miałam nagrywać reportaż dla TVN Meteo Active. Zawartość mojej szafy jest nikła, nie kupuję zbyt dużo rzeczy ze względu na ciągle zmieniający się rozmiar. Poszłam z koleżanką na zakupy, czasu niewiele, więc delikatna panika. Weszłyśmy do kilku sklepów, aż w końcu w jednym z nich Milena wyciąga marynarkę i mówi: ta! Spodobała mi się, więc następnym krokiem było przymierzanie.
Krzyknęłam do Mileny: sprawdź jaki mają największy rozmiar, bo w tym sklepie od lat nic nie było na mnie dobre! Wyciągnęła 42, przymierzyłam. Milena mówi: spróbujemy mniejszy. O ciuchach z nią nie dyskutuję, ma świetne oko. Ale moment. To oznaczało 40. W tym sklepie, w którym wszystko było na mnie za małe od X lat.
Znalazła tę 40tkę, przymierzyłam, leżała idealnie. Powędrowałyśmy uśmiechnięte do kasy.
***
Był jeden z wielu dni takich, jak inne. Wiosna, lato, jesień, czy zima. Patrzyłam w lustrze na swój brzuch i palcami dotykałam rozstępów.
Podczas nagrania zostałam zapytana o to, czy żałuję, że nie zaczęłam zmieniać wcześniej. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że nie myślę o tym. Nie chodzi o usprawiedliwianie się, ani szukanie wymówek, bo tego nie robię. Po prostu nie czuję potrzeby rozpamiętywania i besztania się za to, co było.
Tak, ja do tego doprowadziłam. Ja i różne okoliczności, z którymi zmagałam się w życiu. Nie, nie kocham kolekcji rozstępów, które mam na brzuchu. Nie zrobię im zdjęć i nie pokażę Wam, aby udowodnić, że je akceptuję i są piękne. Ale piękne, czy też nie, są świadectwem mojej historii i pracy, którą wykonałam. I jestem z tym pogodzona.
***
Było sierpniowe popołudnie. Trzymając w ręku kubek z czekoladowym napojem i górą bitej śmietany weszłam do gabinetu terapeuty, z którym pracowałam nad kompulsywnym jedzeniem. Usiadłam w fotelu, wzięłam łyka tego koszmarnie niezdrowego napoju, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Wiesz, myślę, że to, że przychodzę tu z tym totalnie niezdrowym i równie totalnie kalorycznym napojem, a nie piję go gdzieś w ukryciu… to jest prawdziwa wolność.
- Tak, Aniu. To jest właśnie wolność — odparł Krzysztof i uśmiechnął się ciepło.
Powiem Ci Aniu, że po mimo tego że już straciłam ponad 10 kg, tym samym z rozmiaru 50–48 wciskam się w 42, nadal chodzę po sklepach z ciuchami z myślą : tu nic nie znajdę na siebie. I oglądam te ciuchy w rozmiarach xxl, nie wierząc, że już o ten mały krok jestem do przodu, w drodze do jakiegoś bliżej nie określonego, lepszego celu. Uwielbiam Twoją historię. Jesteś ogromną motywacją! Pamiętaj 🙂 Pozdrawiam Cię ciepło 🙂
Dziękuję! Mam dość niedobry czas i takie sygnały naprawdę dodają mi sił:) Trzymam za Ciebie kciuki:)
i ja za Ciebie trzymam kciuki Aniu, bo jesteś nam potrzebna! Pamiętaj :)!
Aniu, w zyciu kazdego sa dobre i zle chwile. Mam 50 lat a wiele sie od Ciebie ucze. Podzwiam Cie i opowiadam o Tobie znajomym, bo jestem w jakis sposob dumna z Ciebie. Pozdrawiam
Bardzo dziękuję… zawstydza mnie to:)
Czytam od niedawna Twojego bloga. Sama zmagam się ze zbędnymi kilogramami. I mam problem ze sobą: z jednej strony nie mogę już patrzeć na siebie a z drugiej nawet palcem nie kiwnęłam. Żal mi samej siebie buuuuu