Nie pamiętam dokładnie który to był dzień, pamiętam tylko, że początek stycznia. I pamiętam, że czułam się źle. Było mi koszmarnie smutno, wyglądało na to, że tracę kogoś bardzo ważnego i nie do końca wiedziałam, co z tym zrobić. Jakieś stare połączenia w mózgu podpowiadały nieustannie, żebym zaczęła jeść. Nie sałatkę — coś niezdrowego, niedobrego, którąś z tych rzeczy, którymi przez całe lata wyciszałam emocje. Zdarzyło mi się to po raz pierwszy od bardzo dawna.
Czułam już, że jedzenie nie pomoże, doskonale wiedziałam, że cała akcja skończy bólem brzucha i tym dziwnym „kacem” rano, ale jednocześnie poczułam się bezradna, bo nie wiedziałam czym ten rytuał zastąpić i co teraz ze sobą zrobić? Mając świadomość, że w ten sposób nie rozwiążę problemu, zamówiłam jednak małą pizzę i jakieś grzanki, zjadłam je, po czym nastąpił doskonale znany mi scenariusz: ból brzucha, uczucie pełności, wyrzuty sumienia, spanie, kac i złe samopoczucie następnego dnia. Nihil novi, wiedziałam czego się spodziewać.
Jednak COŚ było inaczej.
Przez całe lata jedzenie podczas tego typu ataków, mimo że było czymś w rodzaju wrzucania w siebie produktów w transie, sprawiało mi przyjemność. Smakowało mi, uważałam, że jest pyszne, chciałam więcej i więcej. Tym razem tak naprawdę wcale nie chciałam jeść. Wcale nie miałam ochoty na to, co zamówiłam. Na samą myśl robiło mi się ciężko na żołądku, nie czułam, że mnie to uszczęśliwi…
A jednak, ponieważ nie znalazłam innego sposobu na poradzenie sobie ze swoim smutkiem, jadłam. Nie poczułam się lepiej. I pomyślałam – nigdy więcej. Nie dlatego, że miałam ochotę coś zwalczyć, nie szykowałam się na żadną wojnę ze sobą, po prostu dotarło do mnie, że… TO JUŻ NIE DZIAŁA.
***
Kilka tygodni później sytuacja się powtarza. Nadal czuję się źle, więc z utęsknieniem czekam na piątek, aby móc wyjść z pracy, zdjąć z twarzy uśmiech i nie musieć z nikim rozmawiać. Wracam do domu, jest cicho, spokojnie, mogę skupić się na tym, że jest mi źle. Coś się stało, coś straciłam, to boli i nie chce być inaczej. Pierwszy raz od dawna głośno płaczę.
I COŚ jest inaczej.
Choć jest mi niewiarygodnie smutno, a przez głowę przemyka myśl o jedzeniu, wiem, że tego nie zrobię. Stare połączenia w mózgu sugerują, że jest taka opcja, ale cała reszta mnie wie, że to już nie zadziała — nie będzie żadnej ulgi, tylko ból brzucha i wyrzuty sumienia. Na myśl o jedzeniowym transie robi mi się słabo i myślę: Boże… czy to znaczy, że już jestem wolna? Już nie muszę jeść?
Powinnam pewnie skakać pod sufit z radości, ale w tym momencie szczęście wymieszało się ze strachem. Jak wszystko inne — wychodzenie z nałogu ma plusy i minusy, bo on sam jest przecież jakimiś rodzajem ucieczki, która na krótką chwilę daje nam ukojenie. Terapeuta zawsze powtarzał, bym się na niego nie wkurzała i nie chciała go za wszelką cenę zwalczać, bo przecież mi pomaga. Pojawia się w sytuacjach trudnych, żeby mnie chronić – skoro w danym momencie nie umiem tego zrobić inaczej.
***
Więc oto radości z wyjścia z nałogu towarzyszy strach, no bo co teraz? To, co działało latami już nie zadziała. Zostaję ja ze swoimi emocjami, ze swoim smutkiem i złością. Mój wieloletni towarzysz odszedł i muszę poradzić sobie sama.
Boli jak cholera, czuję się trochę zagubiona. Nie mogę tego zajeść, nie umiem wtedy czytać, nie chcę nic zagadać, ani wybiegać, chcę to PRZEŻYĆ. Dopiero teraz wiem, dlaczego tak długo nie chciałam z tego wyjść. Teraz nie ma już co mnie chronić. Teraz będę chronić się sama.
Aniu, bardzo, bardzo trudny tekst, ale jak bardzo prawdziwy i szczery… gratuluje odwagi, znalezienia odpowiedzi i kciuki za reszte zaciskam!!
Dziękuję <3
Dziękuje za ten wpis,nie wiesz nawet jak bardzo jest mi bliski.Twój blog daje mi siłe i wiarę a jednocześnie bardzo się z nim utożsamiam,pozdrawiam.
Myślę, że on może być bliski wielu osobom, które borykają się z podobnym problemem. Dziękuję za dobre słowo!
Aniu,to samo mam ale nie potrafiłabym tak dobrze to napisać.….uwielbiam Cię chociaż nie znam.…Ada
Nie każdy musi pisać, najważniejsze, żeby czuć. Ściskam Cię!
A ja napiszę tak…zobacz po godzinie wpisu komentarza jak wiele z nas zaczyna dzień z Tobą…przecież to piękne i takie wzruszające…myślimy o Tobie, mamy ogromne pokłady sympatii dla Ciebie, przecież taka dobra energia musi do Ciebie docierać- dociera ???
dobrego dnia !
Wiem i bardzo to doceniam! 🙂 Szczególnie, że zwykle publikuję w poniedziałki, które mało kto lubi:) Ściskam!
Ciarki przeszły… Niesamowity tekst. Nie wiem co powiedziec. Trzymam kciuki!
Dziękuję <3
Zniknęła osłonka gąsienicy, obudził się motyl!:)
Pięknie powiedziane:) <3
Cała prawda o nałogach(przyzwyczajeniach, strachu..)- wiem cos o tym i ja- powodzenia Aniu zycze (w pokonywaniu własnych slabosci????
Dziękuję! 🙂
Ja wlasnie od kompulsow nie moge sie uwolnic. Schudlam 12 kilo po porodzie, nigdy nie bylam taka szczupla jak teraz, zawsze bylam grubawa. I jakos te kompulsy wracaja jak bumerang. I tylko na slodycze. Czy mozna wiecej wpisow o zaburzeniach odzywiania? Czy jest cos co pomaga? Ja siedze jeszcze z dzieckiem w domu i to jest tez chyba z tej nudy, z tej rutyny. Przypuszczam ze gdybym wrocila do pracy to troche bym o tym zapomniala. Pozdrawiam!!!
Dominika, dzięki za komentarz. Wszystkie wpisy wypływają u mnie gdzieś z serca, więc trudno obiecać więcej wpisów akurat na ten temat:) W moim przypadku droga do wyleczenia była długa i wiodła przez terapię, wierzę, że nie każdy zaszedł w tym nałogu tak daleko i nie każdemu wyjście zajmie tyle czasu. Dobrze, że zdajesz sobie sprawę, bo to pierwszy krok do podjęcia jakiejkolwiek pracy nad sobą.
Tak, umiejetnosc przekucia slabosci w sile to cenna umiejetnosc. Czytam tak te Twoje wpisy i mam wrazenie, ze tak dobrze sie znamy. Ja tez jem za duzo, zajadam stres, potem mam wyrzuty sumienia. I znowu sobie postanawiam, ze to ostatni raz.. Dziekuje Ci za inspiracje, za podpowiedz, pokazanie, ze kobiety sa silne, tylko musza umiec te sile wydobyc. Dziekuje za Twoja szczerosc..
Daje do myślenia.… Dziękuję że jesteś i nazywasz za nas te wszystkie emocje…
Aniu,
super tekst z każdym przeczytanym Twoim wpisem zdaje sobie sprawę jak wiele błędów robię. Czas to zmienić znaleźć czas dla siebie.????
Aniu..zawsze czekam na Twoje teksty.Mnie rowniez sa one bliskie..zwlaszcza ten..pierwszy raz pomyslalam ze nalog w pewnym sensie chronie mnie przed czyms..zawsze patrzylam na niego jak na wielkiego destruktora.Z kolei tkwienie w nalogu to strach przd zmierzeniem sie z tym co najtrudniejsze ..wiem ze nie jestem odkrywcza w tym co pisze ale chyba pierwszy raz to poczulam.dziekuje za tekst i za to ze jesteś.
Przejmujacy tekst. Dzieki☺
Bardzo się poryczałam. Bardzo. Ściskam.
Twój wpis przypomina mi siebie kilka lat temu w liceum i na studiach. Czułam się strasznie samotna, walcząca z całym światem, nie miałam komu opowiedzieć o moich emocjach, niesprawiedliwościach. Musiałam być zawsze super. Jest ciężko, zaciśnij zęby i idź dalej. W środku płakałam, ale nie mogłam tego okazywać. Pamiętam gdy wracając po zajęciach kupowałam słodycze i zajadałam się nimi, aż mnie mdliło i brzuch bolał. Szłam spać, a następnego dnia miałam kaca moralnego, bo znów nie poradziłam sobie ze sobą, bo jestem beznadziejna, nikt mnie nie pokocha. Słońce jednak pojawiło się w moim życiu:) Poznałam mojego męża, jest mi bardzo bliski i mogę z nim dzielić moje emocje, które jak się od niego dowiedziałam są ludzkie. Nie trzeba być supermenem, w życiu może być dobry, normalny spokój. Teraz ten spokój ducha jeszcze bardziej odczuwam — jestem w ciąży 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=5EeEAUhpRq4
Aniu, Ty też zaczęłaś od tego , że “wyprowadziłaś“się na spacer, prawda?
wczoraj odkryłam filmik ” Jak przestać się obżerać” Beaty Pawlikowskiej…dzisiaj od rana siedzę i ogladam wszystko co wrzuciła na Youtube- jestem oszołomiona…polecam każdemu !!!!
jest tak film ” Jako pokochać siebie ” pod koniec pierwszego odcinka popłakałam się.…