To był mój debiut na trasie 10km. Choć wszyscy dookoła śmiali się z moich obaw, bo w końcu mam za sobą półmaraton, to niesłusznie. 10km to inny bieg. Biegnie się go szybciej, momentami do granic własnych możliwości. Jest ciężko. I mnie było dziś ciężko.
W zasadzie to mam wrażenie, że wszystko co mogło, poszło źle. Od momentu kiedy się rano obudziłam z bólem brzucha i nienajlepszym samopoczuciem, przez pierwsze kilometry, na których żeby w ogóle zbliżyć się do założonego tempa, trzeba było uprawiać slalom wśród osób biegnących wolniej, które ustawiły się w złej strefie czasowej, po rozwiązanego buta na 4km i kolkę na 8km. Nigdy dotąd nie miałam kolki w czasie biegu. Złapała mnie akurat dziś. No cóż. Widocznie tak miało być.
Dobiegłam do mety na ostatnich nogach. Z głośników dobiegały krzyki Ewy Chodakowskiej – chciała wiedzieć, czy czujemy endorfiny. Endorfiny to ostatnie co mogłoby określić moje samopoczucie na mecie. Nie zrealizowałam planu, który założyliśmy na ten bieg i o to byłam na siebie zła najbardziej. Minęłam się z planem o ponad 3 minuty. Najgorsze, że nie rozumiałam dlaczego. Treningi pokazywały, że jestem w stanie to zrobić.
No właśnie. Mimo że treningi pokazywały, że jestem w stanie, to … ja chyba za bardzo w to nie wierzyłam. Z jednej strony mówiłam, że chcę pobiec w 55 minut, a w środku w głowie myślałam ciągle o „poniżej 60”. Jakoś podświadomie. Dlaczego?
Kiedy zaczynałam trenować i biegałam naprawdę wolno, moim marzeniem było pobiec jakikolwiek bieg w tempie 6minut na kilometr. Długo uważałam, że to będzie szczyt moich możliwości i nawet nie próbowałam wyobrażać sobie więcej. Wygląda na to, że mocno zakodowałam to sobie w głowie. Trener mówił mi kilkakrotnie, że czas, żebym przestała myśleć o tych początkach, bo już nie jestem tą samą biegaczką, a tempo poniżej 6minut na kilometr, to już jest „moje tempo”.
Jak widać, najtrudniej zmiany dokonać we własnej głowie. Przestać uważać się za takiego, czy innego. W tym wypadku za „tę, która biega tak wolno”. To trudne. W końcu z etykietką „tej wolnej” było mi już dość komfortowo i wygodnie.
Wszyscy przypinamy sobie łatki. Inni przypinają nam łatki. Żeby cokolwiek zmienić, trzeba je od siebie odkleić. Wyjść ze strefy, w której się zasiedzielilśmy. Ja zamierzam z niej wybiec. W tempie 5:30 minut na kilometr. A Wy?
🙂 dasz radę Ania a ja czekam na kolejne wpisy, pokazujesz mi że można coś w życiu zmienić tylko wystarczy chcieć.…
Na pewno dam radę:) A zmienić można, jak widać, tylko trzeba chcieć i włożyć w to serce i pracę:)
Najlepsza buffka na świecie 🙂 Daje siłę!
PS. Czytam i czytam zamiast pracować — gratuluję wszystkiego! Świetny blog, świetne teksty, świetna historia, jestem pod MEGA wrażeniem!
Łukasz, wielkie dzięki, wpadaj na fp! 🙂