Niebawem minie 17 miesięcy, odkąd na świecie pojawiła się Jagna, moja bratanica, a ja zapomniałam o wszystkim, co było w relacjach dzieci-ja do tej pory – że się dzieci bałam, że one mnie chyba też, że właściwie to temat był mi obcy. No po prostu – totalnie się zakochałam.
Że w niej w ogóle, to jedno, ale w tym, czego mogłam się od niej uczyć – to drugie.
Był taki dzień, kiedy leżała na macie i bawiła się powieszonymi nad nią zabawkami. Tyle szczęścia, ale zabawki w końcu trochę nudne, więc zaczęłyśmy się bawić w chowanego. Pojawiałam się i znikałam, jedna z najlepszych zabaw świata. A ona śmiała się tak, że… nie słyszałam nic innego dookoła. W pewnym momencie położyłam się obok niej i śmiałyśmy się razem.
Chcę doceniać i zatrzymywać się przy rzeczach niezwykłych. Nie pamiętam już, kiedy śmiałam się tak szczerze, z serca, całą sobą. Patrzyłam na nią i nie mogłam przestać. To były tony radości wtłoczone w dwa ludzkie istnienia. Dla jednego z nich tak prawdziwy śmiech był cofnięciem się całe lata wstecz. Lata, w trakcie których zdążyłam zapomnieć, jak to jest.
Był też taki dzień, kiedy leżałyśmy na łóżku. Jagusia bawiła się, przewracała, aż w pewnym momencie uznała, że czas przyjść do mnie. Między nami była kołdra — ułożyła się niczym bardzo konkretna przeszkoda, na którą trzeba było się wdrapać. A zatem Jagna, wielki Chiński Mur, ciocia. Czy to się mogło udać? No właśnie. Nie było innej możliwości.
Z zachwytem obserwowałam, jak łapie rączkami na pościel i próbuje się do mnie przedostać. Wdrapywała się, zsuwała, wdrapywała od nowa, próbowała z innej strony, ale ani przez sekundę nie wyglądała, jakby miała odpuścić i się poddać. Trwało to dobrą chwilę, trochę jej pomagałam i pomyślałam wtedy …
…jakie to cudowne, że ona nie wie, że to mogłoby się nie udać. Że nikt jej nie powiedział, że nie da rady, że jest za mała, za słaba, że to nie dla niej. Tyle mówi się o tym, czego i jak dorośli powinni uczyć dzieci. Wtedy uderzyło mnie to, że rzeczy tak podstawowych to my możemy i powinniśmy uczyć się od nich. Zapamiętałam sobie tę lekcję.
I był taki dzień, że Jagusia była chora. Chora i smutna, niezadowolona. Zostałyśmy same w domu, a był to też taki dzień, kiedy chora byłam i ja. Kręgosłup strasznie dawał mi popalić. Myślałam: o rany, ledwo chodzę, czy dam radę… w pewnym momencie położyłam się na chwilę na kanapie i powiedziałam: Jagusiu, wiesz, ciocia jest chora, źle się czuje. Pobawisz się grzecznie? Posiedzimy sobie?
Nie wiem jak to opisać, bo poczułam wtedy jakiś rodzaj niesamowitej więzi. Spojrzała mi w oczy, poszła po książeczkę, wdrapała się do mnie na kanapę i przytuliła. Leżałyśmy tak we dwie przez dobre 1,5godziny, czytałam jej, śpiewałam, przytulałyśmy się. Kiedy zachciało jej się spać, zaczęła płakać. Wzięłam ją na ręce i chodziłam usypiając, chociaż plecy bolały tak, że łzy napływały mi do oczu. Ale to była tak duża odpowiedzialność. I zaufanie. W końcu zasnęła.
Trzymałam na rękach największy skarb mojego brata i bratowej. Małego człowieka, który otworzył mi serce.
I to jest najważniejsza lekcja. Boisz się, bo jesteś dorosły. Bo masz doświadczenia. Bo czegoś się już nauczyłeś. Nie zapomnisz tego. Uczysz się, odbierasz lekcje.
Ale gdyby tak otworzyć serce i po prostu znów być trochę dzieckiem, które nie zna półśrodków…
Starać się całym sobą.
Walczyć całym sobą.
Bawić się całym sobą.
Śmiać się całym sobą.
Płakać całym sobą.
I… kochać całym sobą?
Aniu, z wielką przyjemnością czytam To co piszesz, o czym piszesz. Ja jestem już baaaardzo dużym dzieckiem. Na tyle dużym, że słowo Rodzice zaczyna sprawiać mi ból, bo zbliża się ten czas kiedy zaczną pewnie odchodzić. Czuję się dzieckiem właśnie dzięki nim. Bo kochają mnie miłością bezwarunkową. Dają poczucie bezpieczeństwa i oparcie na każdym zakręcie mojego życia.
Dziecko w sobie należy pielęgnować by nie stracić tej radości, szczerości, ufności.
Dbaj więc Aniu o to dziecko w sobie. Jesteś wspaniałą dziewczyną.
Pozdrawiam Cię cieplutko
P.S.
Nadal jeżdżę na rowerku prawie codziennie. Robię też codziennie przysiady 🙂
Pięknie, że masz dobre wspomnienia. Ja musiałam szybko stać się dorosła, dlatego teraz uczę się znajdować w sobie dziecko — przebywanie z bratanicą bardzo mi w tym pomaga:) Dziękuję Ci bardzo za szczere życzenia:)
PS
Bardzo się cieszę z tego rowerowania i trzymam kciuki za wytrwałość, bo to ona jest najważniejsza. Nawet nie codziennie, ale stale, nie przez miesiąc, stale… Przysiady bardzo dobre, ale trzeba pilnować poprawności wykonywania i uważać na kolana — ja np. przysiadów robić nie mogę 🙁
Ile można od dzieci się nauczyc:) super piszesz i wszystkie Twoje teksty mi się bardzo podobają i są doskonale trafione:)
Ano właśnie:) A ciągle mówimy tylko o tym, że to my uczymy dzieci… 🙂 Dzięki za dobre słowo;)
Małe dzieci i ich małe radości są piękne. A im starsze dzieci, tym piękniej. Ja, mama fajnej dwójeczki starszaków, podziwiam np. niezwykły optymizm mojego 8-letniego syna, który startując w biegu zawsze szykuje się na puchar. Nie ma innej opcji — jedzie po złoto. Nie ma stresu, że pobiegnie słabo, że nie da rady, że trasa ciężka — on wie, że wygra (chociaż jeszcze nigdy nic nie wygrał ;-)). A i to, że dzieci zaczynają biegać razem ze mną, z nami — to też jest fajne i napawa dumą i radością. Pięknie jest powiesić obok siebie cztery medale, wspólnie zdobyte na imprezie biegowej 🙂
To bardzo fajne, co piszesz, bo często spotykam się z twierdzeniami, że im starsze dzieci, tym więcej kłopotów — tym bardziej cenię znajomych, którzy mimo zmieniających się okoliczności (a nawet dzięki nim?) cieszą się rodzicielstwem:) Podejście Twojego syna genialne, jak również to, że się nie zniechęca i nadal jeździ po puchar — muszę to sobie zapamiętać:))) Cztery medale obok siebie — wzruszające na pewno, może kiedyś i ja coś podobnego przeżyję? 🙂