Nieco ponad 10lat temu wracałam z moim ówczesnym chłopakiem ze spaceru. Byłam wtedy w trakcie typowego odchudzania — liczenie kalorii, katowanie się wskazaniami wagi. Na tamten moment było to minus 18kg. Pamiętam, że kiedy tak szliśmy, powiedziałam do niego coś, co dziś przyprawia mnie o ciarki na całym ciele:
- Robię to, bo chciałabym być idealna, dla Ciebie.
— [uśmiechnął się drwiąco]
— Czemu się śmiejesz? Co chciałeś powiedzieć?
A on śmiał się dalej. Wiedziałam, że nie wierzy we mnie i że nigdy nie będę wystarczająco dobra. Poczułam się naprawdę niewiele warta, a cały mój zapał, z którym pracowałam przez kilka miesięcy – zniknął. Wtedy nie umiałam sobie z tym poradzić, dziś już dokładnie wiem dlaczego.
Przez ileś kolejnych lat nie podejmowałam nawet prób odchudzania się. Było chyba jedno podejście pt. „dietetyczka i rozpisana dieta”, ale poległam dość szybko i potem nie myślałam już o tym w ogóle. Jak pisałam TU, miałam już dość walki z samą sobą, byłam smutna, zmęczona i fizycznie obolała. Pogodziłam się z tym. W głowie wprawdzie snułam myśli o sprawności, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić i, nie ma się co oszukiwać, nie chciało mi się.
Jako osoba raczej zerojedynkowa, uznałam, że albo coś z tym robię, albo nie robię, ale nie narzekam. I nie narzekałam. Ale też nigdy nikogo nie oszukiwałam, że czuję się ze sobą super, że fajnie jest być grubą i mi to odpowiada. Nigdy się sobie taka nie podobałam, ciągle za to miałam wrażenie, że będąc grubą jakby…nie jestem sobą. Miałam sprawną głowę, czułam się sprawna, szczupła. A ciało nie nadążało. Dla mnie to była rozpacz, ale nie katowałam się codziennie myśleniem o odchudzaniu. Zaczęłam od rozwiązywania swojego problemu z jedzeniem, o którym pisałam TU i –najogólniej mówiąc – od pracy nad sobą. Nad tym, żeby siebie w końcu lubić i szanować tak, jak innych i chcieć na siebie równie dobrze, jak chciałam zawsze dla innych.
Kiedy więc w końcu zaczęłam się zmieniać, kompletnie nie myślałam już o ludziach, czy opiniach z zewnątrz. W żadnym wypadku nie przyszłoby mi do głowy znów powiedzieć, że chcę być idealna, ładna, szczupła, jakakolwiek – dla kogoś. Wszystko, co zaczęłam robić, chciałam robić dla siebie.
Dlatego nie oglądałam się na ludzi, którzy mnie wyśmiewali, ani nie przywiązywałam jakiejś szczególnej wagi do konkretnej liczby kilogramów, które miałam zgubić. Chciałam być dla siebie dobra, zdrowa – kilogramy musiały, prędzej czy później, za tym pójść. I dokładnie tak się stało
Jest zasadnicza różnica pomiędzy motywacją, którą miałam 10lat temu, a tą, którą mam teraz. Wtedy nie tylko potrzebowałam wsparcia z zewnątrz, ale od niego uzależniałam swój sukces, bądź porażkę. Jeden cios i leżałam na deskach. Teraz wsparcie jest częścią mojego sukcesu, jest mi miło słyszeć pozytywne opinie i otrzymywać gratulacje, ale bez nich również dałabym radę. To nie pycha. To siła, która pochodzi ze środka.
Czasem ludzie piszą mi, że widzą różnicę i super, dodając, że mówią mi o tym, bo to dla mnie będzie motywacyjny kopniak. Kultura nakazuje, a poza tym po prostu doceniam dobre słowo, więc grzecznie dziękuję, ale prawda jest taka, że moja wewnętrzna motywacja jest tak silna, że ani pochlebne opinie nie są w stanie jej zwiększyć, ani niepochlebne mnie załamać.
Nie jestem jednak całkiem samowystarczalna, tylko z racji swojego pomysłu na zmianę, czyli sport, potrzebowałam nieco innego, „technicznego” wsparcia – ale to temat na kolejne wpisy.
Reasumując. Myślę, że zmienianie się na życzenie i dla kogoś jest niestety skazane na porażkę — w krótszej, czy dłuższej perspektywie. Niezależnie od tego, czy robi się to dla mężczyzny, kobiety, kolegi, koleżanki, mamy, czy ciotki, która twierdzi, że coś z nami nie tak. Kiedy zaczęłam zmieniać się dla siebie, poczułam się w środku silna, a każdy zmieniony dzień był i nadal jest dla mnie powodem do dumy. Wtedy też wszelkie negatywne sygnały, złośliwe uśmiechy, czy spojrzenia po prostu przestały istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie.
Super wpis. Nie o tym o czym zawsze sie mówi. Ja do podjęcia i wykonania finalnie mojego odchudzania gdzie chce zgubić polowe siebie dojrzałam po 10latach. Dużo? Dużo ale w końcu zmieniłam własne podejście. A nie bo inni ode mnie tego wymagają, wyśmiewają czy wręcz gnębią. Zbyt wiele razy słyszałam okropne opinie na mój temat, zbyt często, zbyt zapadające w pamięć. Od tego wyrobiła mi sie twarda skóra co nie znaczy ze nie bolało. Bolało ale dla świata przywdziewalam uśmiech, zakładałam swoją maskę ze niby ha ha hi hi i cacy. A w duchu ryk…dopiero jakiś czas temu dojrzałam do tego ze ja potrzebuje pomocy z zewnątrz. Bo szybko sie nudzę, poddaje… Po prostu wymiękam. Dlatego skorzystałam z pomocy grupy wsparcia w uk dla grubasów, ponieważ tu mieszkam. Cały czas myśle ze była to najlepsza decyzja pod słońcem bo jednak nikt nie zrozumie grubasa lepiej niż inny grubas. Pozdrawiam ciepło i gratuluje 😉
Gabi, dzięki za świetny komentarz. Właśnie na tym polega prawdziwa zmiana. To długi proces, ale dlatego też później trwały. Nie da się schudnąć kilkadziesiąt kilogramów na chwilowej emocji, czy chęci ubrania się w sukienkę — no niestety! Gratuluję Ci mądrej i świadomej zmiany, zawsze takie komentarze bardzo mnie budują.
To sens wszelkich zmian. Robić je dla siebie, koniec kropka. Wtedy jest szansa na sukces. Brawo Aniu 🙂
Dokładnie tak myślę:)
Aniu spotkałam Cię i Twoją metamorfozę u Ewy Chodakowskiej na FB. Chciałam poznać dziewczynę która dała sobie radę z tyloma kilogramami i odkryłam Twój blog.…czytam i czytam i nadziwić się nie mogę. Mam wrażenie że piszę ja sama…kilka lat temu a właściwie zawsze to chciałam podjąć i podejmowałam wyzwanie by schudnąć aby podobać się chłopakowi…niestety słabe wyniki. Teraz zmotywowałam się że chcę zrobić coś dla siebie…i dzięki Tobie mam nadzieję mi się uda.
Trzymaj za mnie kciuki.
Pozdrawiam i dziękuję że jesteś.
Aneta
Sporo osób pisze, że czytając mojego bloga czują się jakby sami to napisali. To znaczy, że podobne emocje nam towarzyszą. Ale to znaczy też, że się da:) Zmienianie się dla siebie to radość, której nie da robienie tego dla kogoś innego. Wtedy potwierdzenia swojej wartości i tego, że zrobiłaś coś dobrze szukasz u tej osoby. Zawsze istnieje zagrożenie, że — podobnie jak ja — nie znajdziesz go tam. Trzymam kciuki!!
Świetny blog ! 🙂 super się go czyta 🙂 jest taki Prawdziwy 🙂 sama zaczęłam odchudzanie dla Kogoś.… Jednak w porę zauważyłam że nie tędy droga 🙂 muszę zrobić coś dla siebie 🙂 z myślą o Sobie. Zaczęłam od diety 🙂 jem dużo warzyw, owoców 🙂 ograniczyłam słodycze, sól i kolorowe napoje gazowane 😉 wbiłam sobie nawyk picia wody niegazowanej 🙂 codziennie piję około 2 litrów mojej ulubionej białej Piwniczanki 🙂 oczyszczam w ten sposób organizm oraz właściwie go nawadniam 🙂
Dodatkowo ćwiczę na siłowni i pływam 2 razy w tygodniu 🙂 Pokochałam siebie i swoje ciało 🙂 Warto zrobić coś dla siebie 🙂