Gdybym prowadziła statystyki tematów, które najczęściej pojawiają się w wiadomościach, które dostaję, czy też na grupie motywacyjnej, którą prowadzę, kwestia tego co ludzie powiedzą? byłaby, z pewnością, w ścisłej czołówce. Ostatnio ten temat zaprzątnął mi głowę na dłużej, ponieważ miałam okazję przekonać się jak to dobrze, że już nie jest ona przedmiotem moich zainteresowań oraz jak bardzo poleganie na opiniach ludzi może być zgubne.
Nie było to dla mnie wielkie odkrycie, ale czasami zdarzają się takie sytuacje, kiedy coś wydaje się jaśniejsze, niż kiedykolwiek, a ja stoję osłupiała i trochę oślepiona jasnością tego przekazu. Potem lekko się uśmiecham sama do siebie i myślę, jaki świat jest niewiarygodny.
***
Kilka tygodni temu na grupie motywacyjnej, którą prowadzę, pojawił się ktoś, kto bardzo aktywnie udzielał się w jednym z wielu wątków na temat odchudzania. Zastanawiałam się, co mnie tak zirytowało w tym, co pisał — linki, które polecał były interesujące, nie mam też problemu z tym, że ktoś ma inną opinię na dany temat, niż ja, no więc? Odpowiedź przyszła dość szybko — była to kwestia tzw. prawdy najmojszej. Rozpoznaję ją, kiedy czytając coś zaczynam się robić zła. To ten rodzaj wypowiedzi, który nie znosi sprzeciwu, a autor zna jedną jedyną prawdę i głosi ją nam, nieoświeconym. Wszystko we mnie wtedy mówi NIE.
Są konkretne powody, dla których otaczam się ludźmi, którzy się w ten sposób nie zachowują, a w sieci staram się tworzyć miejsce, w którym ludzie są równi, szanują się i wspierają, a nie pouczają. Po krótkiej dyskusji dowiedziałam się od wspomnianego człowieka, że „panuje jakaś dziwna atmosfera melancholii i uwielbienia dla założycielki, a w ogóle jesteśmy tylko grupą przegrywów, która nic nie osiągnie”.
Zadziwiające, z jak wielką łatwością obraził wiele osób, których nie zna, a które podjęły się pracy nad sobą, które odnoszą sukcesy, ale też się potykają – jak to ludzie.
***
Kilka dni wcześniej dostałam na blogu piękną wiadomość, której autorkę zaprosiłam na grupę, wierząc, że może okazać się dla niej pomocna. Widziałam, że się w niej kilka razy udzieliła, więc odpisałam jej, że widzę, że już tam jest i bardzo się z tego cieszę. Tego samego dnia, kiedy jeden człowiek uznał nas za grupę przegrywów, dostałam od niej kolejną wiadomość. Napisała, że się wycofała, bo nie pasuje do tej grupy aktywnych kobiet i nie ma się na tym forum czym pochwalić.
Najpierw zrobiło mi się smutno, bo przecież chciałabym, aby każdy czuł się u nas dobrze, a sama dobrze wiem, że w grupie są ludzie, którym się udaje, ale też tacy, którzy dzielą się swoimi porażkami, słowem: bardzo różni. Po chwili dotarło do mnie, że to nie jest kwestia nas – ani Oli, ani Kasi, ani Bartka, czy też mnie – po prostu każdy patrzy na otoczenie przez pryzmat własnych doświadczeń i emocji.
***
To, jak skrajnie różne oceny wystawiono tej samej grupie ludzi w ciągu jednego dnia, pokazało mi po raz kolejny jak bardzo nie ma znaczenia to, co powiedzą ludzie. Jeden człowiek twierdzi, że jesteśmy ludźmi skazanymi na porażkę, a drugi widzi nas jako aktywnych i idących po swoje – w takim razie która z tych osób ma rację? Jacy my w końcu jesteśmy?
***
Idziesz na tę siłownię, czy basen. Wstydzisz się, ale idziesz. Dla jednego będziesz słaba – jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu? Dla drugiego zostaniesz wzorem siły i odwagi, bo zdecydowałaś się coś zmienić. No i co? To jaka Ty w końcu jesteś? A oni…o kim mówią? O Tobie, czy może o sobie?
Niestety, to co i jak mówią o nas inni wpływa na nas, czy tego chcemy, czy nie. Nawet jeżeli teoretycznie ich nie słuchamy, nawet jeśli nie zwracamy na nich uwagi, to mimowolnie reagujemy czyli postrzegamy siebie i nasz świat poprzez ich słowa, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ja podziwiam, oj bardzo podziwiam “grubych” chodzących na siłownię, bo z kolei mam inny problem. W świecie kultu młodości jestem już poza jej granicami. Ciało nie zawsze mnie słucha, że o jego niedoskonałościach nie wspomnę. Czasami gdzieś coś zakłuje, złapie kolka, kręgosłup zaprotestuje i wtedy litościwe spojrzenia jędrnych dwudziestek i spoconych trenerów zwyczajnie bolą i smutno mi się robi, bo zupełnie niezamierzenie zaczynam się czuć starzej niż metryka na to wskazuje …
Nie zgodzę się z tym. Na tym polega rozwój i dojrzewanie, aby znać swoją wartość, a nie wyłącznie przeglądać się w oczach innych. Tym bardziej, że — jak widać choćby w tekście — te oceny zawsze będą różne, czasami skrajnie i wtedy którą przyjąć za prawdziwą? Uważam, że dorosły człowiek jest świadomy siebie, swoich zalet i wad i wie na które oceny zwracać uwagę, a które można sobie odpuścić. Jeśli ktoś dla mnie ważny powie mi, że zauważył, że coś się ze mną dzieje, to zacznę to rozważać. Jeśli obcy facet napisze mi, że jestem przegrywem, to mnie to nie interesuje. Jeśli na ścieżce biegowej ktoś się ze mnie śmieje, że jestem gruba, to mijam go i biegnę dalej. Był czas, kiedy to miało dla mnie znaczenie, ale on już minął, wykonałam kawał pracy nad sobą, aby tak było. A co do wieku…z moim trenerem ćwiczy co najmniej kilka Pań w wieku mojej mamy lub bardziej zaawansowanym i wielu może jedynie pozazdrościć im formy. Ktokolwiek ocenia wiek, jest — przepraszam — idiotą i przejmowanie się nim nie jest zbyt rozsądne, aczkolwiek wiem, że to idzie bardziej z serca, niż z głowy. Zapewniam Cię, że kłuje niezależnie od wieku;), paru fizjoterapeutów na widok mojego rezonansu kręgosłupa dziwiło się, że w ogóle mogę bez bólu chodzić, a to sprawiły ćwiczenia. Oczywiście, przykre oceny są przykre, ale szczerze, one nie świadczą o Tobie, tylko o wypowiadającym, podobnie jak głupie spojrzenia itd. Spotkałam się z tym wiele razy i naprawdę widzę progres — to, co kiedyś sprawiało mi przykrość dziś służy mi raczej jako obserwacja do kolejnego tekstu. Ściskam!
Witam. od jakiegoś czasu obserwuję twojego bloga i wpisy na facebooku. wiele się dowiedziałam, także , co może jest dziwne ‚o sobie.twoje teksty pozwoliły mi spojrzeć na siebie i swoją ” walkę ” o lepszą sylwetkę z innej strony. nie lubię stawiać ludzi na pozycji przegranych. być może dziś się im coś nie uda, ale za tydzień , miesiąc … będą zwycięzcami. porażka w jednej dziedzinie życia nie oznacza ‚że jesteśmy przegrani. nie udało się schudnąć, ale może mamy super przyjaciół , udaną rodzinę, spełniamy się w pracy itp. tak , ludzie są różni .często sami czują się przegrani i tak oceniają innych. idąc pierwszy raz na siłownię musiałam zebrać w sobie całą odwagę .bardzo się stresowałam, ale jak się później okazało całkiem nie potrzebnie. trafiłam na super kobietki. większość z nich jest szczupłych i ćwiczą aby utrzymać formę .jest wśród nich młoda dziewczyna , 17 latka, która schudła już 60 kg. bardzo jej kibicujemy. a ja jestem na początku tej drogi i wierzę ‚że z tymi dziewczynami , z ich wsparciem tym razem mi się uda.a jak widzę na trasie truchtającą grubszą osobę to uśmiecham się do niej.wiem jak jej trudno to przychodzi. pozdrawiam 🙂
Momac, poruszyłaś bardzo ciekawy temat. O ludziach otyłych często się mówi, bo tę “cechę” widać na pierwszy rzut oka. Łatwo więc społeczeństwu ocenić, że jest to osoba o słabej woli, czy charakterze, niezbyt wytrwała itd. Ilu ludzi siedzi w niedobrych związkach, czy w pracy, której nienawidzą, bo nie ma na tyle siły, aby w tym aspekcie wprowadzić zmianę? Tylko tego nie widać. Od dawna mnie to fascynuje, szczerze mówiąc, ile osób oceniających otyłych tak naprawdę ocenia jakąś część siebie, takiego otyłego w sobie — psychologia mówi na ten temat dość wyraźnie… 🙂
Dla mnie, Ty Aniu jesteś mega WIELKA, mega SILNA, mega ODWAŻNA i ogólnie mega…FAJNA !!!!
I nie kryje swojego UWIELBIENIA dla Ciebie !!!! może ten pan sobie przeczyta ! Tak UWIELBIAM tą dziewczynę a panu nic do tego!!!!
I Jej melancholię tez uwielbiam, wie pan ?????
dobrych ludzi wokół Aniu.…
Mnie opinia tego Pana nie robi, choć była wyrażona w sposób niegrzeczny, a to już mi robi. Mógł napisać, że nie odpowiada mu tutejszy klimat i preferuje inny (tu wpisać jakiś tam, który mu odpowiada), albo po prostu sobie pójść, tymczasem on chciał obrazić ludzi i dopiero sobie pójść. Dla mnie ciekawa była ta przepaść między dwiema opiniami, która pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak prawda w każdej sytuacji, a każdy człowiek może nas widzieć po swojemu:)
Lubie twój tok myślenia. Czasem sama zastanawiałam się czy pasuje do grupy ale jest tak różnorodna, że mi osobiście wydaje się odpowiednim miejscem dla mnie w tym momencie mojego życia. Nigdy nie będzie ona dla wszystkich czytających tym samym, podobnie jak i blog. Każdy z nas jest inny i inaczej postrzega rzeczywistość i inaczej odbiera słowa. Czasem wrzucam na fb swoje treningi i jedni odbierają to jako chwalenie się, że byłam a ci co znają mnie lepiej wiedzą, że ich doping motywuje mnie do ruszenia się z kanapy. Tak to już jest. Każdy zobaczy to co chce i nie masz Aniu na to wpływu 🙂
Właśnie o to chodzi. I w sumie znów dochodzimy do otwartości, do tego, że jesteśmy różni. I o to mi właśnie chodziło:) Jeśli ktoś chce myśleć, że wrzutka z endomondo to przechwałka — niech myśli, widać nie zna innych powodów dla których możesz to robić. OK, nie musi, Ty wiesz swoje, bliscy wiedzą swoje… co więcej może się liczyć.
Trudny temat.
Trudny przez to, że dotyka tego co drażliwe w nas samych. Zazdroszczę bardzo tym, którzy potrafią “olać” spojrzenia, czy jeszcze gorzej kąśliwe uwagi tych szczupłych, wysportowanych, z doskonałą kondycją — w naszym mniemaniu. Ja od wieków mam z tym problem. I nawet jeśli ktoś inny pochwali, powie, że odwaliłam kawał roboty, to nie ma to tak dalekosiężnego rażenia jak właśnie coś przykrego. Potrafię wiele dni rozpamiętywać sytuację z parku, gdzie grupka chłopaków podśmiewała się za każdym razem kiedy ich mijałam truchtając z wysiłkiem… A to, że ktoś powiedział, że widział mnie jak jechałam autem i taką mam buzię szczuplutką i czy aby przypadkiem nie schudłam — pamiętam, ale jakby ma to mniejszy oddźwięk. Uskrzydla, ale na chwilę. Do dnia dzisiejszego pamiętam jakieś zajęcia sportowe, kiedy byłam we wczesnej podstawówce, podczas zawodów drużynowych utknęłam próbując przeczołgać się pod ławeczką. Pamiętam doskonale ten ścisk w gardle, pamiętam łzy i pamiętam co dzieciaki mówiły. Dobrych rzeczy z tamtych czasów jakoś nie pamiętam…
W sumie pisząc to sama się sobie dziwię. Jakoś masochistycznie podchodzę do siebie, katując się tym co przykre i tak naprawdę do niczego nie prowadzi.
Teraz jest jeszcze gorzej, bo dopadła mnie kontuzja i inne problemy zdrowotne, które mam nadzieję, na jakiś czas tylko pozbawiły mnie biegania. Nie biegam, nie ćwiczę nawet, podłamałam się, jem, tyję. Z przerażeniem patrzę na wagę i stwierdzam, że niebawem dobiję do wagi wyjściowej, a przecież pozbycie się tych kilogramów tak dużo mnie kosztowało. Jestem w połowie drogi do stracenia wszystkiego o co tyle walczyłam. Bez sensu.
Dość narzekania. Czas jakoś przetłumaczyć sobie, że tak naprawdę komentarze innych, ich uwagi, uśmiechy i cokolwiek co sobie na mój temat myślą, nie ma większego znaczenia. Wiem, że to ja muszę czuć się ze sobą dobrze, muszę o siebie zadbać i zrobić wszystko, żeby żyć w jak najlepszym zdrowiu tyle ile się uda. Ja wszystko wiem, teorię mam wbitą do głowy, gorzej z praktyką. Gorzej kiedy po całym dniu pracy, nerwów i gonitwy, obrobieniu całej naszej 5-cio osobowej rodziny, siadam na fotelu, marząc, że kiedyś uda mi się przebiec półmaraton, kupić sukienkę, w której nie wyglądam jak kula i stwierdzam, że nie mam sił absolutnie na nic, patrzę na zegarek, wiem, że za 7 godzin muszę wstać i odechciewa mi się wszystkiego. I wtedy zupełnie nie wiem skąd czerpać energię, której nie mam, a która jest potrzebna, żeby dać samej sobie kopa do działania.
Cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Podziwiam ogrom pracy jaki włożyłaś w to, żeby Twoje życie wyglądało tak jak wygląda. Brawo!
Pozdrawiam
Mam 32 lata, jestem mamą dwójki mayłch dzieci, mam hashimoto, mam też stresującą pracę na pełen etat (plus czasem praca w domu w nocy, jeśli się coś sypie). Waże 95–99 kg. Na siłowni, a w zasadzie na fitness w ostatnich latach byłam raz. Poszłam ubrana w wygodny dres i koszulkę, zobaczyłam grupki przyjaciółek — odmalowane, szczupłe, znające układy — i wyszłam w połowie treningu. Wróciłam do domu i się rozpadłam, dawno nie czułam się tak wyobcowana, oceniana i pogardzana.
To tym dziwniejsze, że na co dzień nie czuję się skrępowana swoim wyglądem, ubieram się tak, że maskuję to, co mam, jestem pewna siebie, zarządzam zespołem, który lubię, ludzie mnie lubią i cenią.
Kiedyś byłam aktywna, ale teraz, kiedy wychodzę z domu przed 8 po walce z dziećmi o ubranie się, do pracy dobiegam na styk na 9, a w domu jestem najwcześniej o 18, po prostu nie mam kiedy zrobić coś dla siebie. A wstyd, który poczułam idąc ten jeden raz na siłownię, obezwładnia — chciałabym jeszcze się wybrać, ale sama w tak totalnie obcej przestrzeni czuję się zażenowana. I sobą i zachowaniem lokalsów. Nie znam osiedla, na którym mieszkam, więc nie znam też ludzi, a siłownię wybrałam jak najbliżej domu.
Myślę, że osobom grubszym trudno jest odciąć się od uwag dotyczących wyglądu. To znaczy nie wiem, jak to jest gremialnie, mogę to powiedzieć na przykładzie własnym i moich koleżanek. Ja osobiście mam 40 lat, sporą nadwagę i za każdym razem, kiedy zaczynam próbę biegania, natykam się na kogoś,kto skomentuje mnie w sposób przykry. I nie umiem oderwać się od tego i pobiec dalej, tylko przestaję wychodzić na bieganie. Moje koleżanki mają podobne doświadczenia. Pewnie wynika to z mojej niepewności siebie, ale chyba nie umiem tego przeskoczyć. Wstydzę się, że sapię, że jestem czerwona, że biegnę tylko chwilę, a tego aspektu walki z samą sobą nie umiem docenić. I szlag mnie w tym wszystkim trafia.
Kasiu, ja zaczynając swoją drogę ważyłam 120kg, więc wiem jak to jest zaczynać — nie piszę tego z punktu widzenia osoby szczupłej, która głównie rozważa — wszystko jest w jakiś sposób oparte na moich doświadczeniach. Sama przeżyłam te spojrzenia i dogadywania wielokrotnie, choć i wielokrotnie ludzie próbowali przekonywać mnie, że to nieprawda, bo nikt na nikogo nie patrzy i w ogóle to nam, grubym się wydaje, jednak w momencie kiedy podjęłam decyzję, to spojrzenia zeszły na dalszy plan. Tak, było mi przykro, ale mijałam te osoby i biegłam dalej. Jest tu kilka tekstów na ten temat. Tak, człowiek, który ćwiczy z reguły wygląda słabo, przesuwanie swoich granic nie jest atrakcyjne wizualnie, ale nikomu nic do tego. Później wchodzi to już w nawyk, dziś nie przyszłoby mi do głowy zrezygnować, bo ktoś się gapi. Zachęcam Cię do próbowania, bo warto, bo rany… ci ludzie są słabi, oni nawet nie pamiętają, że kogoś obrazili, a Ty przez to zamykasz się w domu i nie zmieniasz, a mogłabyś iść do przodu. Wpadnij do nas na grupę motywacyjną, może to jakoś pomoże? pozdrawiam serdecznie!