Siedzę i zjadam kolejny kawałek pizzy, potem poprawię sernikiem. Miałam wielkie plany, konkretne pomysły, dziś jestem w tym samym miejscu, co miesiąc, dwa, czy rok temu. Nigdzie. Nigdy. Może być rok 2008, ale równie dobrze 2011. Może być piękna wiosna, albo wczesna jesień. Może to być zima. A także rok 2009, czy 2010. To nie ma żadnego znaczenia. Znów nie wyszło, jestem słaba.
Innym się udaje. Widziałam zdjęcia — uśmiechnięci ludzie, piękne metamorfozy. Jeśli dołożyć dobry filtr, to prawie jak w serialu. Jakoś tak lekko, zwiewnie i łatwo, a tylko mnie wciąga czarna dziura. Tak, gdziekolwiek się obejrzę, ludzie kwitną. Ja nie kwitnę. Najpierw podziwiam, potem mnie wkurzają. Afirmacja sukcesu, cytaty motywacyjne, wiem, że powinnam to zrobić dla siebie. I dla dzieci, może dla dzieci, żeby miały dobre wzorce. Ale nie mam siły.
I może gdybym się bardziej postarała… tak, gdybym się bardziej postarała. Staram się, ale może za mało, skoro inni mogą, to coś ze mną nie gra, może to jakiś defekt, może taki charakter. Lepiej zaplanować dzień, wezmę kartkę, zapiszę. Może te zapiski pomogą mi, kiedy już zaryję nosem o ziemię i powstanę, aby dalej walczyć. Wiem, że powinnam. Ale jestem słaba.
***
Ale nie, to nie jest listopad 2016 i to już nie jestem ja.
***
Dziesiątki, może setki wiadomości. Za każdą wiadomością człowiek. Każdy człowiek to historia.
O niedobrej miłości.
O utracie dziecka.
O szukaniu siebie w relacjach z innymi.
O byciu matką trójki dzieci.
O mężu, który mówi, że jesteś za gruba i nie powinnaś jeść.
O ciężkiej pracy i walce o jutro.
Zawsze kończy się bezpośrednio lub nie bezpośrednio wypowiedzianym: jestem za słaba.
Tak, to piszą ludzie, którym niebo runęło na głowę i którym zawalił się świat. Kobiety, które latami marzyły o dziecku, a musiały sobie poradzić z jego stratą. Te, które próbują, a ich wsparciem jest mąż mówiący, że powinny jeść tylko tyle, aby nie zemdleć. Matki, które zdecydowały się poświęcić ogromną część swojego życia trójce dzieci. Tak, ci ludzie, których historie czytam i którzy wzbudzają mój respekt – oni nie wiedzą, że są herosami. Oni piszą, że są za słabi.
Z pomocą przychodzi jedzenie. Marny to lekarz, ja go znam, ale wzywamy go nie bez powodu. Gdzieś w mózgu powstało już połączenie, które mówi nam, że będzie lżej. Przez chwilę będzie lepiej. Uspokoją się emocje. Ból brzucha zastąpi ból serca. A potem znów go znienawidzą, choć tak naprawdę należałoby mu podziękować. Przecież to objaw. Mówi, że coś nie gra i pozwala się przed tym bronić. Sposób jest dyskusyjny, ale każdy z nas broni się tak, jak umie najlepiej.
Czemu więc w ocenach nie mamy dla siebie ani szacunku, ani choćby litości?
***
I potem spotykam się ze znajomymi nad Wisłą. Pojawia się ktoś nowy, kto słyszał od nich o mojej historii i pada pytanie: a Ty jesteś z kimś, czy jesteś sama? Zgodnie z prawdą odpowiadam, że jestem sama i wtedy rozwiązuje się zagadka mojego sukcesu. Słyszę, cytuję: tak, wiesz, ja jak byłam sama to też miałam czas, ćwiczyłam, ale po ślubie to jest już zupełnie co innego.
Nie, tu nawet nie ma mowy o dzieciach. Po ślubie. Mój wzrok mówi: kpisz?, ale tylko się uśmiecham. Być może ma znaczenie fakt, że między pracą, a tym spotkaniem zdążyłam zrobić trening, a podczas spotkania piję wodę z cytryną, zamiast piwa i zagryzam jabłko, zamiast chipsów, czy gofrów. Ale mogę się mylić.
Choć nie wierzę, że świat jest czarno-biały, to w tej kwestii najczęściej wyróżniają się dwie postawy. Ludzi, którzy naprawdę mogliby, ale nie decydują się na zmianę i szukają wymówek takich, jak ta powyżej oraz ci, którzy mają obiektywnie trudniejszą sytuację, a którzy uważają, że powinni i mogliby zrobić więcej, gdyby się tylko postarali.
Nie oceniam żadnej, bo wolę zajmować się swoimi motywacjami, ale jeśli Ci się nie udaje, warto wiedzieć dlaczego. Bo może jesteś w tej pierwszej grupie i po prostu nie chcesz, brak Ci motywacji i naprawdę nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć. Masz ochotę zjeść gofra ze śmietaną i zrobić tysiąc innych, być może fajniejszych rzeczy, niż kolejny trening i przygotowywanie jedzenia w pudełkach na następny dzień.
Ale może też jesteś w tej drugiej, może w Twoim życiu teraz jest czas na coś innego. Każda decyzja niesie za sobą jakieś konsekwencje, każda coś nam daje, a coś zabiera. Być może dziś, kiedy prawie nie spałaś w nocy, bo dziecko płakało, nie jest najlepszy dzień na zmiany. Być może najlepszym co możesz dla siebie dziś zrobić, to skorzystać z kilkudziesięciu minut spokoju, ofiarowanych Ci w ciągu dnia i np. położyć się spać, nie myśleć o tym, że powinnaś akurat zrobić „Skalpel” z Chodakowską.
Ja tego nie wiem, nie jestem przecież Tobą.
***
Jest listopad 2016 i nawet jeśli zjem kawałek sernika, czy przytyję 5kg, to nie uważam, że jestem słaba. Przeżyłam w życiu setki, czy tysiące trudnych, czasem traumatycznych chwil, w których nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, poza tym, żeby je przeżyć. Wyszłam z nich mniej lub bardziej zwycięsko. Szanuję siebie, swoje potrzeby, możliwości i emocje. Robię tyle, ile mogę. Nie chcę i nie muszę już zagłuszać nic jedzeniem.
***
W Japonii sztuka naprawy stłuczonej ceramiki nazywa się Kintsugi. Jest bardzo czasochłonna, a naprawiane przedmioty ozdabiane są żyłkami złota. Powstałe przez to widoczne, złote pęknięcia sprawiają, że przedmiot uważany jest za znacznie piękniejszy i cenniejszy, niż przed rozbiciem.
____
zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.eleanorpattonjewellery.com/blog/2016/7/26/hidden-damage
Bycie dobrym dla siebie to, mam wrazenie, jedna z trudniejszych rzeczy, jakich przychodzi mi sie uczyc. Moja wlasna glowa wciaz podpowiada, ze powinnam byc lepsza i silniejsza i wytrwalsza i bardziej konsekwentna i.… A potem, to juz leci!!!.…. Ladniejsza, madrzejsza, lepsza, itp, itd.…nikt nie ocenia mnie tak surowo, jak ja sama siebie. Ostatnio jednak odkrylam, ze do niczego to nie prowadzi i chyba lepiej i zdrowiej sie zyje, jesli przyjmie sie punkt widzenia, o ktorym tutaj piszesz, Aniu: robie tyle, ile moge, ergo: jestem wystarczajaco dobra… Ufff, nie jest to latwe. Zwlaszcza, jak sie ma skonczone 40 lat. Czesto zagladam na Twojego bloga, Aniu. Jest on jasnym punktem rzeczywistosci, bo jest prawdziwy. Bez sciemy i mydlenia oczu. I za to Cie cenie. Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie i za siebie
Aniu chciałam zapyć czy korzystasz regularnie z pomocy fizjoterapeuty z uwagi na swoje problemy zdrowotne, czy jest to konieczne? Pozdrawiam
Teraz już nie korzystam, korzystałam przez kilka miesięcy i w razie potrzeby oczywiście tak — ale nie na stałe. To oczywiście kosztuje, więc muszę optymalizować… Na razie, odpukać, jest w porządku:)
Jak zwykle w punkt. A japońska sztuka ozdabiania złotem bardzo mi się podoba. <3
Mi też! 🙂
Masz rację — wszystko można, trzeba tylko chcieć. Są chwilę, gdy myślisz — na cholerę się tak staram, zajeżdżam, co mi po tym, ale to chwile, na wątpliwości, złe humory, zmęczenie psychiczne — bieganie, rower, Chodakowska (i inni), cokolwiek, co ruszy naszymi hormonami szczęścia. Ani 10 ani 40 km nie rozwiąże naszych problemów, ale jak nas odświeży, jakiego nam da innego, lepszego spojrzenia na świat, na te problemy? ile rozwiązań przyniesie?
Jedno, co jest sprawiedliwe na tym świecie to właśnie 24h. Każdy ma tylko lub aż 24h doby do wykorzystania.
z doświadczenia wiem, że im więcej do zrobienia, tym łatwiej ogarnąć.
Od pewnej kobiety kiedyś usłyszałam takie zdanie:
“Kto chce znajdzie sposób, kto nie chce znajdzie powód”
Aniu, pisałam Ci pod ostatnim postem, że dojrzewam do zmian.…dziś zaczęłam.
Trzymaj za mnie kciuki.….proszę.
Jesteś dla mnie kimś ważnym.…
Magda, ta od kawy.
Jak zawsze celnie, dziekuje 🙂
Wymowka ze slubem genialna 😉 Chyba jest na zdrowy rozum odwrotnie, ze mezatka to ma spokoj, ze jest z kims zawsze, wiec to komfort, a singielka jest zdana na siebie wiec ciezej. No ale niewazne 😉
Witam, problem kompulsywnego jedzenia dotyczy również mnie. Z myślą o lepszym poznaniu tego zaburzenia postanowiłam napisać o tym pracę magisterską. Mam nadzieję, że wiedza, która zdobywam pozwoli mi lepiej zrozumieć ten problem i pomoże powrócić do normalności. W swojej pracy badam związek cech osobowości z wystąpieniem napadów jedzenia. Mam nadzieję, że nie będzie Pani przeszkadzał mój komentarz. Chciałabym dotrzeć do osób, które również borykają się z tym problemem i prosić o wypełnienie ankiety.
Oto link do ankiety: https://docs.google.com/forms/d/e/1FAIpQLScjfysaykjdg7XDcRDIXyvOoeEvwcknBao1_mNR5o-6M99bYA/viewform
Pozdrawiam serdecznie, Kasia 🙂