Pizze, ciastka, desery czekoladowe, bita śmietana, czekolada, frytki, torty… wszystko to zaprzątało moją głowę przez ostatni miesiąc lub więcej. Rzeczy, za którymi normalnie nawet za bardzo nie przepadam, nagle stały się czymś wielkim, pragnieniem i radością, myślałam o tym deserze czekoladowym z jednej ze znanych lodziarni i byłam gotowa zmienić plany, spóźnić się gdzieś, byle pójść tam i go zjeść.
***
Stres. Dużo stresu. Obowiązków, nerwów, czy dam radę, czy podołam, czy się ze wszystkim wyrobię… czy dobrze coś zrobiłam, a może nie za dobrze i mogłam lepiej? Czy nie zrobiłam komuś przykrości, a może powinnam się zachować tak, a nie inaczej? Czy ona się obraziła, czy nie, bo już nie wiem, staram się być dobra, wyciągać rękę, ale napotykam ścianę, czy walczyć, czy odpuścić? Czy przejmować się, kiedy ktoś chcąc sobie ulżyć, wyżywa się na mnie?
***
Jeść, jeść, jeść, chce mi się jeść. Znam to uczucie, czułam to milion razy. Zjadłabym i to i to i to i jeszcze to… staram się panować nad sobą i wybierać zdrowe rzeczy, ale cokolwiek bym nie zjadła, nie czuję się najedzona, czuję ssanie, cholerne ssanie i chcę jeść dalej. Im dłużej to trwa, tym gorzej się czuję, chce mi się płakać, mam wrażenie, ze tracę kontrolę nad wszystkim. Im bardziej tracę, tym gorzej się czuję, znów ta studnia, a ja tonę, tonę, tonę…
***
Czy ten tekst będzie dobry, czy niedobry, czy spodoba się ludziom, czy nie? Kiedy wrócę do biegania, kocham bieganie, chcę biegać i przecież przytyję nie biegając. Czy dobrze wypadnę w tym reportażu, a może źle i znów usłyszę, że jestem za słaba? Czy ja na pewno się nadaję? A tam nie czuję się doceniona, wszystko do góry nogami, czemu na to pozwalam, czemu nie umiem powiedzieć stop, wstydzę się sama przed sobą.
***
Płaczę. Że kiedy to przejdzie, zupełne piekło, jak kiedyś. Jestem zmęczona.
- Do czego nie chcesz się przyznać sama przed sobą? Na kogo jesteś zła, ale uważasz, że nie możesz, nie powinnaś tej złości okazać? No co Cię tak wkurwia?!
— …
— Aniu, na co jesteś wkurwiona?!
Płaczę nadal, ale powoli zaczynam łapać oddech. Chyba wiem.
- Jedzenie to objaw. Podziękuj mu, że się pojawił, bo chroni Cię przed czymś, czego nie chciałaś czuć. Pogódź się z nim.
***
We wtorek pizze, desery, czekolady, ciastka i torty straciły swoją wielką moc i znów mogłam przejść obok nich obojętnie.
To wraca. I będzie wracać. A ja za każdym razem będę silniejsza. Aż odejdzie.
___
część pierwszą tekstu znajdziesz TU
___
rysunek pochodzi ze strony: https://a2eternity.wordpress.com/2015/07/29/frantic-binging-compulsive-exercising-and-a-little-knitting-on-the-side/
To, co napisałaś, jest takie… prawdziwe. Ale pamiętaj, że upadki (choćby nie wiem, jak duże), nie przekreślają drogi. Ok, trochę nas na niej spowalniają, ale nie przekreślają wszystkiego. A ssanie jest straszne, i czasem nie do opanowania, a już szczególnie, kiedy górę bierze stres i przejmowanie się czyimś zdaniem bardziej niż swoim życiem. Ja powoli uczę się tego, że przecież wszystkich nie zadowolę i nie mam wpływu na to, co ktoś o mnie myśli. To bardzo trudne, ale staram się… I próbuję być też sama dla siebie trochę mniej surowym sędzią. Nie takim, który pozwala na wszystko, ale takim, który wie, że tak naprawdę robię, co mogę, i nawet jeśli coś nie jest zrobione na miarę moich ambicji (przekleństwo perfekcjonistki), to i tak jest zrobione najlepiej, jak byłam w stanie. Trzymam za Ciebie bardzo bardzo mocno kciuki, bo jesteś wspaniała i jesteś dla mnie największą inspiracją!
Aniu, absolutnie nie uważam, że cokolwiek przekreślają. Wiele razy podkreślałam tu, że jestem w drodze i na tej drodze zdarzają się różne rzeczy, nie zawsze jest z górki, żeby nie powiedzieć, że bywało raczej odwrotnie. Jednocześnie chcę i uważam, że powinnam pisać o takich chwilach, bo taka jest prawda o tej drodze — nie jestem Buddą. Nad większością tych rzeczy pracuję od kilku lat i radzę sobie z nimi, ale…zdarzają się trudne momenty, po prostu. Ostatnio był trudny czas, powoli wychodzę. Kiedyś też pisałam, że tym blogiem rządzi życie…i tak jest:) Co w sercu, to w tekście…:) Pozdrowienia, Aniu!