Rozumienie jest zbyt trudne, dlatego większość ludzi ocenia – C. G. Jung
Kiedy na początku roku napisałam tekst o tym, że nie warto być otyłym, uzasadniając to konkretnymi argumentami, które z mojego punktu widzenia są wystarczające, żeby chcieć nad sobą pracować, dostałam sporo wiadomości od czytelników. Autorzy przekonywali mnie, że można być otyłym i zdrowym, że chudzi ludzie też chorują, że trzeba kochać siebie i w ogóle w odchudzaniu nie chodzi o to, żeby brać się w garść – jakbym kiedykolwiek mówiła, że właśnie o to chodzi.
Kilka miesięcy później napisałam tekst o tym, że otyli ludzie mają prawo normalnie żyć, że reklamowanie kostiumów dla osób z nadwagą to nie promowanie otyłości, tylko informowanie, że taka oferta istnieje, bo choć niektórym wydaje się to nieprawdopodobne, gruby człowiek też może mieć ochotę kupić kostium i wybrać się na basen, czy plażę. Ten tekst był również o tym, by żyć i dać innym żyć i dokonywać własnych wyborów – bo jeśli ktoś ma świadomość swojej nadwagi i decyduje się z nią żyć, to ma takie prawo i nikomu nic do tego. I o tym, że rzygam już dyskusją o tym, czy ludziom wolno być grubym, czy też nie.
Tekst został opublikowany na pewnym poczytnym portalu dla kobiet, a w komentarzach ktoś napisał, żebym przestała żreć tak dużo, to może nie będzie mi się chciało rzygać. Tyle zrozumiał. No… OK.
Pomyślałam sobie wtedy, że ludzie ewidentnie chcą, aby opowiedzieć się po którejś stronie, a kiedy coś im się w tych szufladkach nie zgadza, zaczynają się gubić. Albo ktoś oskarżał mnie o to, że siebie nie kocham, czy nie akceptuję, a powinnam, albo z kompletnie drugiej strony — że bronię otyłości, a to straszna sprawa, nie wolno jej promować, usprawiedliwiać. Żadne z powyższych twierdzeń nie jest prawdą.
***
W okresie, kiedy ważyłam 120kg przeszłam drogę od szczerej nienawiści do równie szczerej sympatii, którymi siebie obdarzałam. Bardzo pomogła mi terapia, ale gdybym miała streścić to prostymi słowami, to naprawdę miałam już dosyć nienawidzenia się — męczyło mnie to równie intensywnie psychicznie, jak wchodzenie po schodach fizycznie. Doszłam do momentu, w którym już tak długo dokuczałam sama sobie, że zrobiło się to groteskowe i bardzo mnie sponiewierało, a nie przynosiło żadnych pozytywnych efektów, w postaci np. dodatkowej motywacji.
Sympatia do siebie nijak jednak nie sprawiała, że wszystko, co było związane z otyłością, nagle przestało mi przeszkadzać. Z faktami dyskutować trudno: nadal byłam słaba, niezbyt sprawna i obolała z powodu kręgosłupa. Nadal nie mogłam kupić ubrań, które mi się podobały, tylko te, które akurat były w moim rozmiarze. Nadal miałam za wysoki cukier i widmo zbliżającej się cukrzycy, nie mogłam iść w góry, a do autobusu nie podbiegałam, tłumacząc innym, że przecież nie będę ganiać za jakimś pojazdem, no błagam!
Oczywiście, Ty możesz twierdzić, że to moje odczucia i tłumaczyć, że nie każdy musi chodzić w góry. OK, nie musi. Możesz mówić, że nie przeszkadza Ci fakt, że nie możesz kupić ubrań w dowolnym sklepie – OK, być może to kwestia nastawienia. Możesz też uznać, że cukrzycę mają również ludzie szczupli, więc to przypadek, a kręgosłup to właściwie choroba cywilizacyjna, bo praca siedząca, komputery i tak dalej. No, możesz. Tyle, że ja nie chciałam.
***
Kiedy uważam, że czegoś nie umiem – uczę się tego, na studiach, kursie, czy samodzielnie. Zmieniam.
Kiedy uważam, że w moich relacjach z ludźmi coś nie gra – pracuję nad tym. Zmieniam.
Kiedy choruję, idę do lekarza i zaczynam się leczyć. Zmieniam.
Kiedy chcę być szczupła i sprawna, pracuję na to. Zmieniam.
Nie dlatego, że nienawidzę siebie grubej. Chcę być szczupła, bo w szczupłym ciele czuję się komfortowo. Czuję się sobą. Jest to dla mnie zmiana, jak każda inna. Cel, jak inne. To ja. Ty nie musisz i nie mam z tym żadnego problemu.
***
Nie znajdziesz mnie w żadnej szufladzie. Jestem gdzieś pomiędzy. U siebie. Tu robię swoje i czuję się dobrze. To fajne miejsce. Jeśli mnie odwiedzisz, przekonasz się, że i Ty bez obaw możesz tu być jaki tylko chcesz.
Mądre i potrzebne słowa:)
Dziękuje 🙂
Bardzo fajnie napisane, bardzo chciałabym “zmieniać”, ale częściej udaje mi się narzekać i szukać wymówek 😀
do mnie wymówki przychodzą same i znienacka… 😀 Ale ostatecznie postanowiłam że dość tego… Kupiłam sobie zeszyt — notes i wpisuję sobie do niego co zjadłam, co zamierzam dla siebie zrobić w danym dniu, wieczorem wpisuję jeszcze swoje odczucia z danego dnia, wrażenia, chwalę siebie jeśli zrobiłam dla siebie coś dobrego (jakiś ruch, ćwiczenia, odmówienie sobie obżarstwa, słodyczy).. Fajnie jest tak wieczorem popatrzeć i przeczytać, że dziś się udało.. a skoro dziś się udało to jutro też się uda…:D:D..
Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie stosowal wymowek:) Notes to doskonala opcja — wiesz ile osob nie jest w stanie przez 3 dni spisywac tego, co je? Lek przed prawda kaze im opowiadac ze nie mieli czasu itd:)
Hahah wiem… Ja jestem mistrzem w oszukiwaniu siebie i tłumaczeniu sobie, że akurat dzisiaj serio nie miałam czasu…, ale mój zeszyt nie kłamie…:D
No wlasnie:) Dla wiekszosci to jest najgorsze:)
Brawo!
Brawo!
Brawo!
“Nie znajdziesz mnie w żadnej szufladzie. Jestem gdzieś pomiędzy. U siebie. Tu robię swoje i czuję się dobrze. To fajne miejsce. Jeśli mnie odwiedzisz, przekonasz się, że i Ty bez obaw możesz tu być jaki tylko chcesz.“
Świetne.…
No, ja dalej o tej kawie przypominam.…pamiętaj, okolice Nowego Sącza.
Z ogromną przyjemnością dojadę, podjadę, przybiegnę.…
Jesteś , Ty i Twoje pisanie, jak powiew świeżego powietrza.
Dziękuję, że jesteś…
<3 <3 <3 :)
ja jeszcze nie jestem u siebie… przypomina mi czasem o tym nastrój płaczliwy klub poczucie ogromnej straty. oststnio starałam się dociec co to za strata i doszłam że strata możliwości. Ale jakich? jeszcze nie wiem 🙂 jak sie dowiem dam znać 🙂
Na wszystko jest czas:) poczekamy:)
Podziwiam… przebyłaś naprawdę trudną i długą drogę do tego momentu, o którym ja tylko marzę. Nie znoszę siebie za słabą wolę, a jestem na podobnym etapie jak Ty, kiedy zaczynałaś. Ale w sumie… ile można płakać patrząc na siebie w lustro, ile można ubierać się byle nie w obrębie lustra, ile można siebie nienawidzić doprowadzając się nawet do prowokowania zwrócenia jedzenia… wiem, jestem słaba, pewnie leniwa, ze zniszczoną psyche od 14-tego roku życia. Chciałabym mieć tyle siły co Ty.. czy wsparcia.. czy może samozaparcia…
Pozdrawiam.. i poczytam Twojego bloga.
Łał niezła metamorfoza 😉 Tak trzymać! Fajnie, że opowiadasz o sobie przy okazji przekazując jakąś lekcję. Pisz więcej w taki sposób! 🙂
Dziekuje za wpis, bardzo celny.
Pozdrawiam 🙂
Dzieki za komentarz! 🙂
Czytam, czytam, czytam… Bardzo dziękuję za tego bloga. Zamierzam zaglądać tu często. Czy Asia też może zmieniać, tak jak Ania??? Może nie w taki sam sposób, ale z podobnym skutkiem… Do dzieła!
No pewnie, że może:) Wpadnij na naszą grupę zmieniaczy na fb i zobacz co ludzie wyprawiają:)))
A jak tę grupę znaleźć?
Znalazłam 🙂
Ale Aniu fajny tekst!!! 🙂 Niby w nim swiatu grasz na nosie, ale z usmiechem i wyciagnieta reka… 😉
I dobrze ze dzis na niego trafiłam.. głowa zaczyna mi sie buntowac nad konczacym sie 2016 r. , wiec dokładnie w tej minucie odpuszczam i nie pedze prania wieszac, tylko odpalam Droge do Avonlea, ktora ponad 20 lat temu tak lubiłam w niedzielne poranki ogladac.. wlasnie taka potrzebuje byc teraz, tu i i teraz 🙂